wtorek, 8 stycznia 2013

"Atramentowa Podróż" r. 4

   Ktoś poderwał głowę dziewczyny do tyłu i zakrył usta w ciężkich dłoniach. Ines poczęła wyrywać się i miotać lecz uścisk był zbyt mocny. Gdy zbliżali się do drzewa postać na gałęzi ruszała się niespokojnie. Porywacz syknął coś i puścił się biegiem przez ogród z Ines na plecach. Zaczęła krzyczeć i szamotać się lecz istota zagłuszyła ją jednym uderzeniem w skroń. Ostatnią rzeczą jaką widziała był cień z długimi włosami, rzucający się na uciekiniera. 
Obudził ją ciepły, miarowy oddech. Otworzyła oczy i ujrzała pochylającego się nad nią Deana. Usiadła energicznie odsuwając się jak najdalej. Chłopak miał włosy zbryzgane krwią, a z ust ściekała mu owa ciecz. W oczach miał dzikość i przerażenie. Przysunął się bliżej i dotknął policzka Ines. Z jego zielonych oczu spłynęła łza. Nie patrząc na twarz dziewczyny odbiegł do lasu. Zginął pośród ciemności niosąc za sobą woń krwi. Porywacz Ines leżał na ziemi z rozerwaną klatką piersiową. Był to jeden z gnomów. Miał długi szpiczasty nos, ukośne czarne oczy i zakrzywione w grymasie usta. Jego głowa była podłużna i nieproporcjonalnie mała do reszty ciała. Był łysy, wszędzie gdzie okiem sięgnąć. Na biodrach zwisała mu poobrywana szmata. Wyglądał odrażająco, z serca wyciekała strumyczkami krew. Oszołomiona dziewczyna ruszyła biegiem w stronę domu. Od progu poczęła krzyczeć. Pierwsza do przedsionka wpadła zaspana Ariana, zaraz po niej ożywiony Igor. Na końcu spokojnym krokiem przyszedł Godryk. Ines mówiła do utraty oddechu. Starzec słysząc każde słowo zamyślał się coraz bardziej. Przerwał drugą część opowieść Ines, wziął dzidę  stojącą w rogu i wyszedł. Dziewczyna zniknęła w swoim pokoju wyglądając przez okno. Noc ciągnęła się w nieskończoność. Sekundy zamieniały się w minuty, minuty zamieniały się w godziny. Aż w końcu nadszedł poranek. W domu panowała ciągła cisza. Ines uważała, że lepiej teraz siedzieć cicho i nie wychodzić z pokoju. Gdy słońce górowało na niebie, drzwi do jej sypialni zaskrzypiały i wszedł Godryk. Był to człowiek o jednej twarzy, która nie wyrażała niczego. 
-Powinnaś zapomnieć.
-Słowo klucz: Powinnam. Czy to znaczy, że muszę?- Ines nie zsiadła z parapetu, nawet nie spojrzała na Godryka. Właśnie złamała wszystkie zasady kulturalności wpojone przez rodziców.
-Nie. Wczoraj była pełnia, a jak to przy pełni zmienia się. Kto przeżył przejęcie tronu, już nigdy nie będzie taki sam. – Na progu, zamykając już drzwi powiedział nie odwracając się:- Dziś wyruszamy do innego królestwa. Jutro spadnie śnieg, czuję to w kościach.- No i wyszedł zostawiając Ines samą. Czy w podróż miała coś ze sobą zabrać? Problem tkwił w tym, że ubrania pożyczała jej Ariana, a wiele i tak nie miała. Dziś przystroiła Ines ledwie w bordową sukienkę przepasaną czarnym pasem, by jakoś trzymała się jej na biodrach. Wszystko co miała, pozostało w innym świecie i już dawno się z tym pogodziła. Wyszła więc z pokoju i przysiadła się w kuchni do Ariany, która krzątała się po kuchni.
-Idziesz z nami?
-Muszę zostać. Któż zajmowałby się domem?- Potem Ines odeszła do swojego pokoju. Patrząc w okno stał w nim Dean. Odwrócił się lekko, gdy jego przyjaciółka zamknęła drzwi.
-Przepraszam…- powiedział niewiele głośniej od szeptu, po czym zbliżył się do Ines.
-Masz za co?- Uśmiechnęła się lekko do niego.
-Nie chciałem, żeby ktokolwiek to widział. Dlatego powiedziałem, żebyś nie odwiedzała ogrodu w nocy…
-…Gdyby nie ty, zginęłabym z ręki gnoma. Po raz drugi, Dean. Po raz drugi…- Chłopak przyciągnął ją do siebie. Jego ramiona oddawały nieśmiałe ciepło, a muskularne ręce dawały poczucie bezpieczeństwa. Serce biło mu delikatnie, a włosy tworzyły przyjemną kaskadę. Stali tak wtuleni w siebie przez pewien czas, póki ciszy nie przerwał lekki podmuch wiatru za oknem.
-Dziś wyruszamy, więc proszę.- Wręczył w dłonie przyjaciółki małą, skórzaną pochwę. Dziewczyna wyjęła miecz, który okazał się być większym i okazalszym.
-Kolejna taktyka walki?
-Kolejna.- Zaśmiał się delikatnie, prezentując dołeczki w policzkach.- Już muszę iść. – Musnął delikatnie ustami policzek Ines. Dziewczynie energiczniej zabiło serce, rumieńce wlały się na jej policzki. Przyjaciele zaśmiali się lekko. Po czym Dean wyszedł, a Ines opadła bezwładnie na łóżko. 

piątek, 4 stycznia 2013

"Atramentowa Podróż" r.3


   Spędzili wiele dni na ćwiczeniach. W Końcu Igor opanował umiejętności z którymi zmagał się od dawna przy pomocy natarczywości Godryka i wsparciu swoich przyjaciół. Tego słonecznego dnia siedzieli na polanie ćwiczebnej. Ich trener ustawiał właśnie przeszkody na miejsca nucąc coś pod nosem. W końcu przywołał ręką  przyjaciół i skierowali się w stronę chaty. Szli w milczeniu dopóki Godryk nie skręcił w głąb lasu. Przystanął przy grubym drzewie nie odzywając się ciągle. Konar drzewa był ciemny niczym otchłań lecz im wyżej- jaśniał. Jego gałęzie owiewał lekki wiatr zrywając pojedyncze liście.Teraz na jednej z gałęzi spadła mała kłódka. Zaraz po niej druga. W miarowych odstępach czasowych na ziemię spadały kłódeczki. Godryk odczekał dopóki kłódki nie spadną i sięgnął po najbliższą z nich. Potem okrążył drzewo i podniósł jeszcze dwie inne. Stanął naprzeciw przyjaciół i podał srebrną kłódkę Igorowi.
- Srebra kłódka symbolizująca wierność i przywiązanie dla ciebie Igorze. Używaj jej rozważnie…- Igor spojrzał na kłódkę i zacisnął ją w pięści. W jego oczach błąkały się łzy. Teraz Godryk podszedł do Deana.-Złota kłódka symbolizująca władzę i oddanie. Możesz jej użyć tylko wtedy gdy rozkaże ci wierność...- Dean obejrzał kłódkę. Zacisnął wargi i pochylił głowę. Przeszedł teraz do dziewczyny-...A dla ciebie Ines, kłódka barwy rubinu symbolizująca miłość, odwagę i zwycięstwo. Zapamiętaj, że możesz się nią posłużyć tylko jeden jedyny raz… - Ines poszła w ślady swoich przyjaciół i spojrzała na kłódkę. Na jej rubinowej powierzchni wyryte dwa znaki. Pierwszy to zakrzywiona  litera przypominająca „W” a druga tak samo wykonana „O”. Zagryzła wargi usiłując zatrzymać atak płaczu. Przecież pogodziła się z myślą życia poza swoim domem i bez ojca, a teraz ledwie wstrzymywała się od fontanny łez. Godryk wskazał im ręką stronę domu, a on sam poszedł w czeluść lasu. Przyjaciele usiedli pod drzewem wciąż trzymając kłódki w rękach. W pewnej chwili Igor zapadł się w histerii i odszedł do swojego pokoju. Teraz napis z kłódki Ines zniknął. Pozostał tylko rubin.
-Dean… Niezbyt rozumiem znaczenie bycia tych kłódek…- Chłopak oderwał wzrok od horyzontu.
-Każdy na świecie ma swoją kłódkę. Dodaje ona sił… Podczas bitew często przesądza o wygranej. Wiesz czemu ma taką moc?- dziewczyna pokiwała przecząco głową.- Bo wspomaga cię drugą osobą. Tej której potrzebujesz. Tą którą najbardziej pragniesz. Wyryte imiona lub inicjały – to one mają moc… Kłódki dobierają właściciela. Gdy tylko spadną na ziemię i wyczują obecność swojego właściciela zaczynają zbliżać się do niego. Dlatego Godryk wiedział które nam wybrać… Przyznam, rubinowej kłódki nie dostał nikt od wieków. –Spojrzał na rękę przyjaciółki gładząc jej kłódkę.- Nikt nie widzi napisu na powłoce poza właścicielem. Oczywiście nie jest tam cały czas. Znika, lecz wciąż ma moc…- Usiadł znów w tej samej pozycji powracając do zadumy. Ines zrozumiała, iż lepiej zostawić go samemu.
Odeszła więc do domu. W kuchni krzątała się Ariana. Z pokoju Igora słychać było lekki szloch. Ines zapukała trzykrotnie do drzwi. Odpowiedziało jej ciche jęknięcie. Dziewczyna uchyliła drzwi i ujrzała Igora na łóżku z wciśniętą twarzą w poduszki. Odwrócił głowę i popatrzył na przyjaciółkę. Usiadła obok niego i przytuliła jak kiedyś ojciec ją. Trzymał coś w rękach: czarno-białe zdjęcie. Była na nim piękna, brzemienna kobieta i rosły mężczyzna. Obok stał roześmiany chłopiec trzymający w ręku bez. Stali przed małą chatką.
-To moja mama…- Igor zachlipał- Była taka piękna… Nazywała się Elvira. Ten mąż to mój ojciec, Tom. A ten chłopiec to Dean… Ja jeszcze się nie urodziłem. Zdjęcie zrobione dzień przed wojną. Ojca nigdy nie ujrzałem, matka zmarła przy porodzie i został mi tylko Dean!- Rozległ się długi, przeciągły jęk i po nim płacz.
-Igor, nie płacz. To nie ma sensu… Swoim lamentem nie przywrócisz im życia. To jest przeszłość, a myśl o przyszłości. O wygranej. Naszej wygranej!- Przyjaciółka spojrzała mu w oczy.- Pomścisz ich. Pomścimy ich razem- Uśmiechnęła się. Po chwili ciszy Igor uśmiechnął się, wytarł oczy i wydmuchnął nos.
-Dziękuję, Ines. Gdzie Dean?
-Jest w ogrodzie. Zagubiony w myślach…- Ines wyjrzała za okno. Dean wciąż siedział w tej samej pozycji. Jeszcze raz uśmiechnęła się do Igora i odeszła do siebie. Noc nastała szybko, lecz jej minuty ciągnęły się zawile. Bezsenne nocy dla dziewoi powróciły. Pamiętała o gnomach wałęsających się nocą, lecz po długim treningu Godryka mogła stawić im czoło. Wzięła mały sztylecik i wyszła niczym złodziej z domu. Z każdym dniem na dworze zaczynało się robić zimniej. Tamta noc nie była odmienną od pozostałych. Ines więc szła szybko by rozgrzać kości. Nagle zza gałęzi jednego z drzew spadły liście. Za nimi inne gałęzi. Dziewczyna cofnęła się; nie mogła określić wielkości gnoma. Lecz czy to na pewno był gnom? Teraz z gałęzi zleciała kość. Duża, zakrwawiona kość. Ines podeszła bliżej lecz usłyszała tylko łapczywe mlaskanie. Gnomy nie piją krwi- przypomniała sobie informację od Deana. Teraz z drzewa zwisało coś jeszcze… Długie, ciemne, rozpuszczone włosy…




niedziela, 23 grudnia 2012

Święta, święta, święta.

 Jeszcze mam pojęcie co jest w tym tygodniu :)

     Z okazji Świąt Bożego Narodzenia i Sylwestra życzę moim czytelnikom:
Wytrwałości w  czytaniu.
Cierpliwości.
Radości z magii życia.
Wielu genialnych opowiadań napisanych ręcznie.
Wspaniałych książek, starczających do śmierci.
Wyników w życiu zawodowym i szkolnym.
Dobrych ludzi na waszych ścieżkach.
Sprzyjającej muzyki.
Pozytywnych myśli.
Kultury na co dzień.
Wielu przyjemności i nieskończenie wiele miłości.

Ravena Strzewska - blogerka.



,,Atramentowa podróż'' r. 2

   Ines obudziła się w małej sypialni. Przez dwa duże okna wpadało przyjemne światło brzasku poranka. Na komódce pod ścianą leżała tacka ze śniadaniem. Od razu wstała i zaczęła konsumować bo ostatnim posiłkiem jakim jadła był przepyszny rosołek wiele godzin temu. Po wieczorze spędzonym z Deanem wie już wystarczająco by nie siedzieć bezczynnie i płakać nad książką w bibliotece. Zjadła więc, po czym wyszła z pokoju. Wszyscy widocznie jeszcze spali.  Wokół lasu i w głębi niego roznosiła się lekka mgiełka tworząca białą poświatę. Dziewczyna weszła w głąb drzew. Wokoło roznosiła się przeszywająca cisza. Wchodziła dalej i dalej w las. Zatrzymała się przy drzewie bzu, który rósł samotnie na ścieżce.  Fioletowy kolor jego kwiatów odbijał się od zieleni lasu. Gdy Ines podeszła bliżej urwać jeden choćby kwiat przed jej oczami wylądował Dean. Włosy miał rozpuszczone przez co zasłaniały mu całe plecy. W rękach trzymał gałązkę fioletowego bzu. Wręczył ją dziewczynie po czym palcami utworzył krąg w powietrzu. Z gałązki wylatywały motyle przeróżnej barwy.
-Takich czarów chyba w żadnej książce nie widziałaś- zaśmiał się Dean ukazując dołeczki w policzkach, które Ines wydawały się znów słodkie.
-Takich nie. Dziękuję.- I skierowali się do domu pogrążeni w rozmowie. W kuchni siedział już Igor przeżuwając kanapkę.
-Dzień Dobry- powiedział przełykając kęs.
-Dzień dobry, Igorze. Jak się spało?- Dean usiadł koło brata podbierając mu jedną z kanapek na talerzu.
-Dobrze, ale zauważyłem, że nocki są coraz zimniejsze.
-To prawda. Dorthrak pochodzi z piątego królestwa wiecznej zimy. Jako król doliny zapewnia sobie warunki do życia. Nie długo rozpęta się zima.- Igor wzdrygnął się na tę myśl.
-Przeżyłem wiele zim ale ta zwiastuje chyba najgorszą.- Do kuchni wszedł Godryk. – Mam nadzieję, że nie potrwa ona długo. W naszym królestwie zimy zawsze były krótkie. Ludzie nie będą zachwyceni…- ziewnął po czym gestem zwołał pozostałych w kuchni- Wy, idziecie teraz ze mną.- No więc poszli. Wyszli wąskim korytarzem na tyły domu. Ogród okazał się ogromny. Przez niego prowadziła jedna długa ścieżka która wiła się za horyzont usłana korą  drzew. Ścieżce towarzyszyły wysokie drzewa o przeróżnych kolorach i kształtach. Pomiędzy nimi rosły grządkami warzywa oraz kwiaty. Wszystko w około mieniło się kolorami wznosząc woń tak piękną, iż można było zostać w nim na wieki. Im dalej prowadziła ścieżka tym drzewa rosły rzadziej ustępując miejsca polanom. W końcu Godryk zatrzymał się wskazując po kolei na: mały płotek, wysoką belkę wbitą w ziemię, dwie włócznie oraz małego konia pasącego się na wolności.
-Od dziś zaczynamy ćwiczenia. Dean pokaż co potrafisz.- Chłopak związał włosy po czym puścił się pędem na mały płotek. Przeskoczył go lekko nie uszkadzając go w żadnym stopniu. Potem dotarł do belki. Okładał ją ciosami aż wyrzeźbił małe wgłębienie w niej, a w końcu przewrócił. Zaraz po tym chwycił jedną z włóczni i dogonił konia. Chwycił jego wodze po czym już nacierał na manekin którego wcześniej Ines nie zauważyła. Przebił go na wylot, po czym zeskoczył sprawnie z konia dając mu ponowną wolność. Dziewczyna zauważyła, że mocna stroną Deana są skoki. Na sam koniec ćwiczeń przybiegł do pozostałych. Działo się to tak szybko, iż Ines nie zorientowała się kiedy zaczął.
-No, może być. Wciąż za wolno wskakujesz na konia.-Dean pokręcił oczami po czym szepnął do przyjaciół kiedy to Godryk ustawiał ponownie przyrządy ćwiczebne.
-Jestem ciekaw, jak on by wykonał te zadania.- Zaczęli się lekko śmiać lecz starzec powrócił do nich.
-Deanie, zdziwiłbyś się. Twoi wrogowie również mogą zastosować tę taktykę. Wydawać się słabymi, nie zdolnymi do walki. Potem stają się maszynkami wojowniczymi.- Tymi słowami zgasił zapał Deana. – To kto teraz spróbuje? Nasza nowa towarzyszka?- Ines pobladła. Nigdy w życiu nie spotkała się z czymś takim. Owszem, potrafiła jeździć konno i przeskakiwać płoty ale nie w takim tempie. Pokręciła przecząco głową.
-Nie wstydź się.- Zachęcał ją dalej.
-Nie naprawdę może później…- Dean złapał ją za ramię. Uśmiechnął się z satysfakcją.
-Wróg nie poczeka, na kiedy indziej.- Teraz Ines nie miała wyboru. Związała włosy. Podbiegła do płotku. Przeskoczyła go bez przeszkód. Dotarła do belki. Nie miała pojęcia o boksie. Przypomniała sobie książkę którą kiedyś czytała. Był to poradnik ciosów karate. Należał do jej wujka. Szybko przypomniała sobie najłatwiejszy cios. Uderzyła z całą mocą nogą  w belkę. Upadła, razem z belką. Pobiegła dalej. Chwyciła włócznie, była dla niej za ciężka. Pobiegła do konia. Przestraszył się ostrego końca włóczni i zaczął galopować bez sensu w te i z powrotem. Zrozumiawszy, że nie ma szans wsiąść na konia podbiegła do manekina i wycelowała mu w centralny punkt. Trafiła, lecz nie przebiła go na wylot. Wróciła do obserwatorów zziajana i położył się na trawie.
-Powiem ci, nie było najgorzej. Koń się do ciebie przyzwyczai z czasem. Na razie odpocznij a my zajmiemy się Igorem.- Ten jęknął cicho. Ines zamknęła oczy i słyszała teraz tylko: „Nie ociągaj się!”. Ktoś zasłonił jej światło. Poczuła miły i ciepły oddech. Otworzyła oczy. Słońce zasłaniał jej Dean.
-Dobrze ci poszło. Nie słuchaj go. Zawsze tak zrzędzi.- Ponownie się uśmiechnął po czym siadł obok dziewczyny podając jej butelkę wody.- Po wojnie mieszkaliśmy u niego i szkolił nas podobnie. Zazwyczaj gdy do niego przyjeżdżamy nas szkoli. Ciągle ciąży mu widmo wojny. Zginęła mu cała rodzina. Chce nam tego oszczędzić.- Zamyślił się na chwilę a potem znów uśmiech miał na twarzy.- Zawsze lepiej jest potrafić się obronić. Prawda?
-Prawda.- I spędzili tak dzień ćwicząc. Nocą jednak Ines wymknęła się z pokoju. Wróciła do ogrodu i usiadła na mniejszej polanie opierając się o samotne drzewo. Gwiazdy były  jakby na wyciągnięcie rąk.  Wciąż unosił się piękny zapach kwiatów. Mgła nie dotarła tu jeszcze i wszystko było widoczne w świetle księżyca. Motyle wraz z innymi zwierzętami uśpiły się wśród gałęzi. Dziewczyna ponownie rozmyślała o ojcu. Czy się martwi? Może spostrzegł, że weszła do tej książki. Może ucichł i wyszedł przypominając sobie jak źle się tu dzieje? A co jeśli zrobił to specjalnie? Specjalnie wyszedł nic nie mówiąc, żeby przeszła się wśród półek i znalazła tę książkę? Jest tu znany. Tyle pytań i jeszcze więcej dręczyło umysł Ines. Cisza wśród niej zaczęła ciążyć i nie pomagała w skupieniu się.  Lekki podmuch wiatru rozwiał włosy Ines. Coś ją zaniepokoiło. Czuła się dziwnie, jak pod kloszem. Wstała i w tym samym momencie wiatr znów zawiał. Tym razem mocniej. W oddali spostrzegła jakiś ruch pomiędzy drzewami. Zrobiła krok do tyłu. Ruch stawał się coraz bardziej przybliżać. Ines Znów cofała się aż w końcu zaczęła biec. To coś goniło ją. Serce zaczęło jej walić. Myślała tylko o dobiegnięciu do domu. Najlepiej do pokoju. Po co ja się ruszałam?! Teraz grozi mi coś… COŚ!!- zadręczała myśli. Była stosunkowo daleko od domu. Dopiero teraz wkroczyła na ćwiczebną polanę. Chwyciła pośpiesznie włócznię lecz nogi nie zdążyły wyhamować i… upadła na twarz. Wiedziała, że bezsensu było by puszczenie się dalej w pogoń więc leżała. Nagle usłyszała dźwięk przecinającego powietrza. Coś upadło, coś przy niej usiadło.
-Ines! Ines, wszytko dobrze?- rozpoznała głos Deana. Podniosła się.
-Teraz tak… Co to było?- Chłopak odgarnął jej włosy z czoła.
-Przekształcone gnomy.  W okolicy jest ich pełno, ale wychodzą tylko nocą żeby pożywić się czymś. No, teraz mamy o jednego mniej.- Podniósł delikatnie dziewczynę. Wciąż oddech był nierówny a ciarki wstępowały na ciało. –Nie powinnaś nocą spacerować po ogrodzie. Dasz radę iść?
-Tak dam.- Przeszli w milczeniu do domu. Dean wciąż rozglądał się i nasłuchiwał kolejnego ataku.
-Przepraszam, że cię wyrwałam ze snu Dean.
-Nie spałem. Spacerowałem…- Jego oczy powędrowały ku pełnemu księżycu.-Ale masz szczęście, że akurat tam byłem. Źle by z tobą było.- Uśmiechnął się.
-Dobranoc, Ines…- wyszeptał jej do ucha poprawiając włosy na jej czole. Na policzki dziewczyny wpłynął rumieniec. Dean Jakby tego nie zauważył i odszedł do siebie. W łóżku nie mogąc zasnąć Ines myślała. Czasami rodzice wypominali jej ciągłe zamyślenie lecz mimo tego nie odzwyczaiła się. Dzisiejszej nocy myślała o jakim zwycięstwie wciąż się mówi. Jakaś wojna? Morderstwo? Kradzież? Nie miała pomysłu. Wszystkie drogi jednak schodziły się przy jednej odpowiedzi: Dorthrak. Był jak to Igor wspomniał najgorszym królem zasiadającym na tronie Doliny Siedmiu Królestw. Sam on pochodził z piątego królestwa wiecznej zimy. Prowadził krwawe rządy. Nikt dokładnie nie wie jak on wygląda. Jeśli ktoś wejdzie do pałacu – już z niego nie wyjdzie. Noc minęła bezsennie, rankiem jedynie zjadła śniadanie i trening powrócił. Znacznie dłuższy. 

czwartek, 20 grudnia 2012

,,Atramentowa podróż'' r. pierwszy.


  Za oknem leżał już śnieg. W kominku, który znajdował się w sporej bibliotece, wesoło tańczyły ognie rozgrzewając i oświetlając pomieszczenie. Pomiędzy regałami stały dwa fotele w czerwonych obiciach. Na jednym z nich posypiała dziewczyna z książką w ręku. Miała czarne włosy zaplecione w warkoczyk, zaróżowione od ciepła policzki i zielone oczka.
Na parapet zleciał właśnie kosogłos i uderzył w szybę parokrotnie. Dziewczyna zbudziła się po czym podbiegła do okna. Otworzyła je i wpuściła ptaka do środka. Kosogłos zanucił piękną melodię po czym usiadł na jej ramieniu lekko potrząsając głową.
-Czemu przybywasz tak wcześnie? Czyżby coś się stało?- ptak zanucił teraz inną melodię.
-Rozumiem, już idę.- dziewczyna wypuściła zwierzę przez okno i podeszła do najbliższego regału. Hobbit, Gra o Tron, Nawałnica Mieczy, Eragon… Jest! Przykry początek. Dziewczę położyło książkę na małym stoliku obok foteli. Wczytała się w pierwsze zdanie, a potem… Znikła! Tak po prostu. Książka leży rozwarta na stoliku, a  stronice przewracają się same… Nagle w książce pojawia się nowa postać: była nią właśnie ta dziewczynka: Ines. Biegła  właśnie na spotkanie z przyjaciółmi. Było to  rodzeństwo Baudelaire i mieszkali oni teraz u Hrabiego Olafa. Usypiali się nawzajem na pojedynczym łóżku w tej ciemnej noże.
-Ines! - odezwał się środkowy z rodzeństwa Klaus. Trzymał na rękach najmłodszą siostrę.
-Co cię do nas sprowadza? - zapytała najstarsza z sierot Wioletka - Usiądź, chociaż nie ma tu wiele miejsca - przesunęła się i to samo kazała uczynić to swojemu bratu. Ines usiadła delikatnie na poprutej i pobrudzonej szmacie, którą Hrabia Olaf nazywał kołdrą.
-Przyszłam was pocieszyć. Szkoda, że nie mogę zmienić biegu waszej historii.- westchnęła cicho, po czym uśmiechnęła się - Kosogłos mnie odwiedził śpiewając smutną melodię i od razu pomyślałam o was. Przyniosłam czekoladki, a dla ciebie Słoneczko marchewkę - sieroty przyjęły dary. Zaczęły rozmawiać cicho aby nie rozbudzić złego Hrabiego.
- Wybaczcie mi, słońce zaczyna już świtać. Muszę wracać… - za drzwiami słychać było kroki. Ines więc już bez pożegnania opuściła tę książkę. Siedziała teraz na podłodze, a przed nią na stoliku otwarta książka. Drzwi do biblioteki były uchylone, a w progu stał wysoki mężczyzna z okularami na nosie. Poprawił je sobie, usiadł obok dziewczynki. Zamknął książkę i podał ją dziewczynce:
- Nie powinnaś ich odwiedzać. Gdyby Hrabia Olaf cię zobaczył…. - Ines przerwała mu.
- Wiem tato, ale Kosogłos przyleciał i zanucił tę smutną melodię którą nauczyłeś go zaraz po śmierci mamy. Pomyślałam od razu o nich, bo któż inny byłby w większych kłopotach?- wzięła książkę od taty i odłożyła ją na półkę. Przysiadła znów na podłodze. Zapadła cisza, którą przerwał po dłuższej chwili ojciec Ines, gładząc ją po włosach i podając jej inną książkę.
- Może chodziło mu o kogoś innego?  Spójrz tutaj… ,,Tajemniczy Ogród”. W tej książce smuty jest chłopiec, ale nie dlatego chcę dać ci te książkę. Otwórz ją na pierwszej stronie. - Ines przewróciła okładkę i spojrzała na pierwszą stronę. Niebieskim atramentem, pismem bardzo Ines znanym napisane było: Dla Williama i małej Ines. Oliwia. Książka miała piękny zapach róż. Dziewczynka palcami gładziła strony i ilustracje malowane ręcznie, kolorowymi atramentami.
- Wszystkiego najlepszego Ines. - William ucałował dziewczynkę w czoło. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że przecież dzisiaj kończy piętnaście lat. Nie świętowała urodzin już dawno.
- Piękny prezent tato, dziękuję. - Ines przytuliła się do ojca. Wzięła książkę, po czym odłożyła ją na półkę zaraz obok jej ulubionej powieści. Myślała o słowach ojca, że Kosogłosowi mogło chodzić o kogoś innego. Wytężyła swój umysł, lecz powróciła do ojca. W końcu bez namysłu powiedziała:
- Kosogłos nigdy nie przychodzi tak sobie. Zawsze ma coś ważnego do przekazania. - Ojciec dziewczyny przetarł okulary. Westchnął lekko, wstał i wyszedł bez słowa z biblioteki.
Ines pomyślała, ze ojciec nie dosłyszał, a że jest spracowany poszedł się wyspać. Przechodziła się wśród regałów przypominając sobie wszystkie książki jakie dotąd przeczytała.
„Klątwa Herhora” Piotra Rowickiego… Nie, tutaj wszyscy są szczęśliwi, no w pewnym sensie, ale to na pewno nie tu. „W pierścieniu ognia” Suzzany Collins… Nie, nie, nie! Zdecydowanie nie o to chodzi. Nagle Ines uświadomiła sobie jak mało książek przeczytała. Teraz weszła do zupełnie innego przedziału. Nigdy jakoś tu nie wchodziła gdyż książki były wielkie, stare, podarte i zawsze sprawiały wrażenie, jakby cię obserwowały. Dziewczyna przeszła się wolno wśród regałów przeglądając księgi. Na końcu korytarza coś przykuło jej uwagę. Na jednej z dolnych półek leżała na płasko pod innymi książkami mocno szkarłatna bardzo gruba księga. Ines wyciągnęła ją z trudem i położyła na podłodze. Zdmuchnęła z niej kurz. Nie było na okładce niczego, prócz czerwonej skóry. Otworzyła ją. Stronice były puste. Każda następna strona była bardziej zniszczona. Kartki były chyba były pergaminem. Ogólnie książka wyglądała na bardzo starą. Przejechała palcami po kartce papieru, wyczuła, że są bardzo szorstkie. Nigdy nie widziałam takie książki – pomyślała. Znów przejechała palcami po papierze. Teraz z książki wyleciał dziwny niewyraźny zapach. Ines próbowała odkryć co to za zapach lecz nie musiała. Teraz wyraźnie było czuć krew. Dziewczyna odeszła kilka kroków od książki zaniepokojona tym faktem. Lecz nie minęło parę sekund gdy na kartce widniał czerwony napis: PRZYBĄDŹ. WYGRAJ. WRÓĆ. Ines podeszła bliżej przyjrzeć się napisowi lecz zobaczyła tylko, że jest on napisany krwią. Nic więcej nie dojrzała gdyż znalazła się w zupełnie innym miejscu. Zupełnie nieznanym. Zanim jednak obejrzą się wylądowała na podłodze.

    - No i co z nią zrobimy? - Ines słyszała dziwny gruby głos zza siebie. Nie chciała teraz otwierać oczu, by nie zdradzić swojej świadomości. Ktoś ciężko przeszedł obok niej.
- Nie wiem. Mamy plan co do postępowania w razie: goblinów, hipogryfów, trollów, jednorożców, ogrów, ale nie ludzi! Kiedy ostatni raz tu przybywali nie było tych całych machlojek!- Dwie postacie nachyliły się nad dziewczyną. Nie poczuła żeby oddychali.
- Może obudźmy ją. Chyba jeszcze będzie mogła wrócić… Jak sądzisz, Dean?
- Obudź ją. Ja przyniosę jej coś do jedzenia. Długo spała, a ty żeś ją za mocno walną  Igorze.
Słychać było kroki wychodzącego mężczyzny. Ines zorientowała się, że leży na jakimś łóżku przykryta kocem. Było jej zdecydowanie za ciepło i czuła, nawet nie dotykając, że ma guza z tyłu głowy. W końcu czyjeś ręce dotknęły jej ramion. Lekko potrząsnęły nimi, a dziewczyna otworzyła oczy. Spoglądała teraz na niskiego wzrostu, przysadzistego, o długich włosach z siwą bródką mężczyznę. Skłonił się lekko i uśmiechnął odsłaniając białe niczym śnieg zęby:
- Nie chciałem jaśnie pani budzić. Tak pani słodko spała. - zaśmiał się lekko - Jestem Igor. Przepraszam za ten upadek, chciałem uderzyć lżej, lecz dopiero wprawiam się w zawód. - Ines nie wiedział za bardzo co powiedzieć. Więc wykrztusiła z siebie tylko „Dzień dobry”. Po chwili biadolenia Igora o tym jakie to on ma problemy z kręgosłupem wszedł inny mężczyzna. Był wysoki, dobrze zbudowany; miał ciemne długie spięte w kitkę; zielone bardzo błyszczące oczy. Ubrany był podobnie jak i jego przyjaciel: w ciemną koszulę i czarne spodnie, a na nogach mieli równie ciemne buty. Oboje mieli śniadą cerę. Chłopak podał Ines miskę wypełnioną czymś przypominającym rosół. Przysiadł się na krześle obok. Dopiero teraz Ines miała czas przyjrzeć się wszystkiemu co ją otacza. Była to jakaś drewniana chata. W pomieszczeniu było ciepło i widno gdyż miało ono trzy duże okna.  W pokoju były dwa łóżka, szafki nocne, komoda, stół i dwa krzesła. Gdzieniegdzie walały się jakieś śmieci. Igor widząc co uczynił jego przyjaciel opadł na drugie krzesło. Przetarł swoje czoło chustką i odetchnął głęboko.
-Jedz, spałaś długo. To przez mojego nieudolnego przyjaciela, który jak mam nadzieję przedstawił ci się już. - spojrzał na Igora - Ja jestem Dean. Pilnujemy tu porządku. Znaczy ja wprawiam w to mojego brata. No… niezbyt mu to wychodzi - roześmiał się spoglądając znów na Igora. Również miał białe zęby, a do tego dołeczki w policzkach. Znów zwrócił się do Ines.
- A ty to kto? W ogóle, to co cię tu do nas niesie? - zapytał śmiało Dean poprawiając sobie kitkę.
- Jestem Ines. Ines Haymitch. Znaczy ja się tu przypadkowo znalazłam. Bo u nas w Londynie, śnieg leży i w ogóle…- Dean przerwał jej co pozwalało dziewczynie zjeść chociaż trochę „zupy”.
-Przypadkowo? Tu się nie trafia przypadkowo… Znaczy od pewnego czasu. Jesteś jedynym człowiekiem który tu wszedł przez ostatnie… Ech, zawsze zapominam. Igorze, może wiesz?
- Dziesięć Deanie. Dziś mija rocznica. W pałacu świętują, ale tacy jak my nie mamy czego.
- Od dziesięciu lat, nie przyszedł tu nikt. Od czasu przejęcia tronu. Nie pamiętam tego dobrze, miałem dziesięć lat, a Igor rodził się podczas wojny. Teraz siedzimy na tym pustkowiu, który kiedyś tętnił życiem. Od pewnego czasu król kazał nam strzec portalu, żeby nikt nie pożądany tu nie wchodził. Ale dziś zaszczyciłaś nas ty. Miło cię spotkać, co u ojca?- Ines gałki oczne ledwie trzymały się oczodołów. Nieznajomi jej ludzie znali jej ojca. Niedorzeczne.
- Skąd znacie mojego ojca? Przecież jest o zwykłym bibliotekarzem. –zapytała odstawiając pyszny rosołek na szafkę. Teraz to bracia wybałuszyli oczy. Igor wziął pośpiesznie miskę.
- To ty nawet własnego ojca nie znasz. William był bardzo szlachetny ale byle jaka elfka wyprowadziła go z tego świata podczas wojny. Jesteś strasznie podobna do Oliwii.  No dobra, nieważne.
- Mam pytanie…. Gdzie ja jestem?- Dean roześmiał się, po czym wstał i podał jej mapę.
- W Krainie Siedmiu Królestw! Najgorszym przybytku na ziemi. Ale do czasu.- znów roześmiał się. Ines przeglądała mapę. Były na niej dziwne znaki, kreski, liczby. Spojrzała na Deana. Wyglądał przez okno wdychając świeże powietrze. Posmutniał lekko, po czym powrócił na krzesło.
- Do czasu? – zapytała dziewczyna oddając mapę. Chłopak zrzucił ją na stoli, po czym powrócił Igor.
- Szykujemy powstanie. Czekaliśmy na ciebie, a gdy się już zjawiłaś nie będziemy czekać! Jeszcze dziś wyruszymy. Musimy powiadomić Godryka, ale i uważać na straże. Igor pakuj plecak, wyruszamy!- Dean poprawił kitkę po czym z radości klasnął w dłonie. Ines przyglądała mu się badawczo. Nie zrozumiała niczego w tym co przed chwilą powiedział. W końcu zapytała:
- Mam jeszcze jedno pytanie, mogę je zadać?- Dean spojrzał na nią.
- Już to zrobiłaś - Uśmiechnął się.
- A następne?
- Znów to zrobiłaś. - Dean roześmiał się, pokazując znów dołeczki w policzkach.
- A czy mogę zadać cztery pytania?- spytała załamana Ines, domyślając się co uczyni Dean.
- Już to zrobiłaś.
- Kiedy?!
- Teraz!- Bracia pokładali się ze śmiechu. Ines wpatrywała się na nich z zakłopotaniem nie wiedząc co ma zrobić. Dean lekko puknął brata w ramie i znów spojrzał się na Ines.
-  Przepraszamy, ale rzadko kiedy udaje nam się to zrobić. O co chodzi?
- Chyba mnie z kimś pomyliliście…. Ja po prostu jestem tu przypadkiem, otworzyłam tę książkę niechcąco. Jak mogę wrócić?- Igor i Dean wymienili spojrzenia.
- Nikt tu nie wchodzi przypadkiem. A wyjść się nie da. Nie czytałaś napisu? Przybądź, wygraj, wróć. Jeśli chcesz wrócić musisz pokonać Dorthraka, naszego nowego króla. Niezbyt dobrze się dzieje.
- Ba!- wtrącił mu Igor - Jest okropnie.
- Więc trzeba to naprawić.- Dean odwrócił się do Ines- Na co czekasz? Wstawaj! Idziemy.
- Ale mój ojciec...
- Stąd nie ma innego wyjścia. Nigdy już nie wrócisz… Musisz wygrać wojnę. - Podał jej rękę i zachęcająco uśmiechnął się- Czekaliśmy na to tyle lat.- W końcu dziewczyna nie sprawiła oporu. Skoro to jedyny sposób an wydostanie się stąd… Mam nadzieje, że tata się nie martwi. Pomyślała Ines i wyszła wraz z towarzyszami z chatki.

Dziewczę dopiero teraz mogło się spokojnie rozejrzeć po krajobrazie, bez obawy że po raz kolejny dostanie w głowę. Niebieskie niebo prawie całkowicie przesłaniały wysokie i gęste korony drzew o wyjątkowo grubych pniach. Na gałęziach gniazda założyły nieznane Ines ptaki. W powietrzu latały kolorowe motyle rozsiewając kuszący zapach bzu. Rósł on pnąc się po drzewach; wokół ścieżki lub samotnie przy małych stawach. Ścieżka była wyściełana kamieniami, zieloną trawą i kwiatami o ciekawych kolorach. Znajdowali się w lesie. Był on rozległy na wszystkie kierunki. Gdzie by się nie spojrzało widać było tylko las oraz kwiaty i rośliny niesamowitych rozmiarów. Czasami na podróżników spojrzały oczy dzikiego kota lub psa. Często napotkać można było jaszczurki lub konie. Piękny był to widok, którego Ines nie widziała w żadnej innej książce. W pewnym momencie wędrówki Dean przystanął w miejscu i zaczął przysłuchiwać się odgłosom przyrody. Nagle zerwał się na nogi ciągnąc za sobą Ines i Igora. Schowali się za drzewem.
- Olbrzymy - Miał rację. Po chwili ziemia zaczęła drżeć, a zza drzew wyłonił się olbrzym. Nie był to urodziwy widok. Igor widocznie nie był przyzwyczajony do owych widoków i puścił się pędem w stronę ścieżki. Dean pokręcił oczyma i rzucił się za nim. Ines nie miała wyboru. Musiała biec. Olbrzym nie był zachwycony z obecności istot ludzkich na jego terytorium więc i on rzucił się pędem wymachując maczugą. Ryczał przeraźliwie prawie doganiając Ines lecz coś go zatrzymało. Teraz stał i wymachiwał maczugą, gadając coś po swojemu. Dziewczyna przestała biec. Dopiero po chwili uświadomiła sobie o co chodzi.  Przed nią stał mały drewniany domek, podobny do domku braci, z którego wyszedł drobny mężczyzna z siwą długą, nawet bardzo długą brodą. Witał się teraz z Igorem. Ines podeszła do nich akurat w momencie gdy Dean krzyczał na swojego brata.
- MOGŁEŚ NAS ZABIĆ! JUŻ NIC CIĘ NIE OBCHODZI? ZGŁUPIAŁEŚ? RZUCAĆ SIĘ PĘDEM PROSTO W ŁAPY OLBRZYMA?!
- Deanie, nie stresuj brata.  Igorze idź do domu, Ariana przygotowała herbatę. Widzę, że macie nową towarzyszkę. Zgubiłaś się w lesie dziecino?
- To nie żadna dziecina. To nasze wybawienie, Godryku.  To Ines, córka Wiliama i Oliwii. - mężczyzna otworzył ze zdziwienia buzię. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku poza słabym jęknięciem, a  po chwili rzekł:
- Na karły z fontanny! Świętujemy! - po czym udali się wszyscy do wnętrza chaty. Przypominała ona wyglądem chatę braci. Wszyscy cieszyli się lecz tylko Ines uważała to za bezsens i wyszła na dwór. Pomyślała o ojcu. Czeka teraz pewnie na nią z kolacją w bibliotece myśląc, że powędrowała do jakiejś powieści. Lecz tak nie było. Siedziała teraz na ciepłej trawie myśląc o domu i o tym, że jeśli chce wrócić musi pokonać kogoś oraz o tym, że jest kimś długo wyczekiwanym i znanym. Nie chciało jej się wręcz wierzyć, lecz musiała gdyż przemyślenia przerwał jej Dean który właśnie przysiadł się koło niej.
- Masz coś na sercu? - pyta łagodnie.
- Nie, nic.
- Ale jednak chyba jesteś smutna? Co? Mam rację?- Znów się uśmiechnął. Dziewczynę zaczęło już to irytować. Na początku jego dołeczki w policzkach wydały się słodkie lecz tera przyprawiają Ines o mdłości. Nie spotkała nikogo w swoim życiu tak roześmianego.
- Nic, naprawdę. Idź dalej świętować. – Teraz jednak Dean przybliżył się do niej i prawie wyszeptał:
- Będę świętować z tobą. - Po czym zaczął przybliżać jej historię Krainy Siedmiu Królestw. Wieczór, a potem noc, minęły niezauważalnie wśród żartów i opowieści Deana.

Witam po długieeeeej przerwie.

 Witam i przepraszam. Dużo obowiązków, jeszcze więcej książek do przeczytania,  lecz na święta próbuję coś nadrobić. Wybaczcie mi za usunięcie ,,Drugiego życia" ale nie widziałam sensu kontynuacji, lecz nie chciałam mieć bałaganu na blogu. Za chwilę umieszczę wam pierwszy rozdział mojej powieści pt.: ,,Atramentowa podróż".


 Piękny widok :)

PS. Nie chcę was martwić, ale jutro koniec świata.

                     

sobota, 8 grudnia 2012

Potteromania: zakończenie.



Z potteromanią  koniec. Wczytuję się właśnie w 'Serię niefortunnych zdarzeń'' i czasami sądzę że Lemony Snicket (a raczej Daniel Handler) pisząc to miał schizofrenię. Do 15.12 napiszę jeszcze opowiadanie. Nie będzie dotyczyło ono zadnej książki, gdyż jest to opowiadanie zadane przez naszą polonistkę. Pomiędzy książkami piszę coś, żeby potem złożyć to w piękną całość i wstawić tutaj. :)