wtorek, 27 listopada 2012

Potteromania: Los pokolenia Potterów.


                                                          Młode pokolenie Potterów.
Przed wielkimi drewnianymi drzwiami, siedziała mała, rudowłosa dziewczynka.  Z jej zielonych ocząt spływały po bladym policzku łzy. Za owymi drzwiami byli jej tatuś i mamusia. W końcu wrota otwarły się i wyszła z nich pokojówka równie blada jak dziewczynka.
-Salluś, mamusia chciałaby cię zobaczyć. - Powiedziała gosposia i zaprosiła ją gestem do środka. Sypialnia była przyozdobiona różnymi obrazami i kwiatami. W centralnym miejscu pokoju było duże łóżko,  a na nim leżała rudowłosa postać.
- Córeczko.. Salluniu… Usiądź przy mnie - Kobieta wskazała jej fotel przy łóżku. Na kolejnym siedział wysoki, przystojny mężczyzna z okrągłymi okularami na nosie. Sally usiadła.
- Tak mamusiu? - Spytała niepewnie obejmując dłoń swej matki.
- Kochanie… Kiedy odejdę… Chciałabym ci to przekazać - podała dziewczynce mały, mosiężny klucz.
- Tam, będziesz zawsze czuła moją obecność… Jesteś mądra - ucałowała dziewczynkę w czoło po czym wyszeptała - Dbaj o tatusia…
- Mamusiu, dobrze - Dziewczynka wtuliła się do matki. Ta pogładziła ją po włosach.
- Kochanie… Opowiedz mi bajkę. Tą którą zawsze ci opowiadałam… Tą naszą ulubioną…
- No… Było kiedyś trzech braci - Ręka matki zsunęła się po włosach - I oni wędrowali… O zmierzchu…
- Matka oparła głowę na ramieniu córki - I natknęli się na rzekę… Głęboką rzekę – Ciągnęła dalej dziewczynka. Kobieta przymknęła oczy. Ciążyła dziewczynce. W końcu nie słychać było oddechu. Potem bicie serca zanikało. Stawało się mniejsze i mniejsze… - Mamo? - Dziewczynka przerwała. Spojrzała na ojca. Zakrył twarz dłońmi. Otulił córkę i żonę.
- Ginny… Tak bardzo cię kochałem - Spojrzał na Kobietę, a potem na pokojówkę. – Josephine, zabierz stąd Sally…
- Już sir Potter - Wzięła dziewczynkę pod rękę i wyprowadziła ją z pokoju. Zostawiła małą na korytarzu i powróciła do sypialni. Sally  przybrała tą samą pozycję co wcześniej. Wolała tam nie wchodzić. Zostać tutaj, żeby tego nie widzieć. Żeby tego nie czuć…

                                                          
***
Sally wędrowała korytarzami szukając drzwi do których pasowałby klucz. Znała wszystkie pokoje, piętra, zakamarki. Gdzie to może pasować – główkowała przez całe popołudnie kilka dni po pogrzebie jej matki. A może to.. trzecie piętro? - nagle przypomniała sobie o pomieszczeniu do którego zabraniano jej wchodzić. Pobiegła po schodach. Dotarła do trzeciego pietra. Wszystko tu było… inne. Jakieś stare. Złoty żyrandol, dziwne obrazy, jakby się jej przyglądały i do tego ogromne, drewniane drzwi. Wzory, które były na  nim wypalone układały się w majestatycznego ptaka. W pewnym momencie Sally zauważyła, że coś ruszyło się.  Otóż miała rację, zwierzę ruszało się teraz swobodnie. W dziobie miał dziurkę od klucza. Dziewczynka była za niska by do niej dosięgnąć więc ptak schylił się jakby oddając jej pokłon. Próbowała odnaleźć klamkę lecz nie było po niej śladu. Ocknęła się jakby z paraliżu i włożyła klucz do dziurki. Drzwi otworzyły się szeroko. Z pokoju  wyleciała woń starych książek. Sally zawsze je kochała. Książki…. Mama zawsze czytała mi takie piękne bajki… - myślała wchodząc do ogromnej biblioteki. Nigdzie nie było nawet ociupinki kurzu. W pomieszczeniu były dziesiątki regałów z książkami. Po środku stało biurko, przed nim stały dwa fotele i jakieś kufry. Do pokoju wpadało dużo światła przez małe okienka zdobione witrażami, przedstawiające różne postacie. Przeszła się wśród regałów. Numerologia dla początkujących… Zielarstwo i ty… Mugoloznactwo dla początkujących. Co to są za książki?! – Sally przyglądała się tym dziwacznym książkom.  W końcu przeszła do biurka. Rozsiadła się w fotelu.  Blat był czysty, bez zbędnych gratów. Leżała na nim koperta… Zaadresowana „do Sally”. Mała otworzyła ją. Poznała od razu pismo swojej matki i zaczęła czytać:

Droga Sally!

 Mam nadzieję, że podoba ci się w bibliotece. Teraz należy ona do ciebie. Mam nadzieję iż poznałaś już mojego Feniksa- Kaspiana. Opiekuj się nim proszę, on nienawidzi samotności. Jeśli chcesz czegoś więcej wiedzieć o tych majestatycznych zwierzętach to siódmy regał, piąta półka trzecia pozycja: ,,Dzikie, domowe zwierzęta’’.  Teraz biblioteka jest twoja, więc możesz robić co chcesz, ale nie wyrzucaj niczego. NICZEGO. Wszystko to, nagromadziłam przez całe swoje życie. Wszystko co tu jest związane jest za mną. Na przykład: Baśnie Barda Beedle’a w szafce po twojej prawej stronie. Mama mi je czytała. Ja czytałam je tobie. To właśnie stąd jest bajka o trzech braciach.  Książki które tu widzisz, potrzebne były mi do nauki. Niektóre podarował mi twój ojciec Harry. Wiem, że nazwy są ci zupełnie nieznane…. Jest coś co ukrywaliśmy przed tobą z Ojcem… Możesz nie przyjąć tego dobrze… Musisz to zrozumieć.. Jesteś… Tak jak ja z twoim tatą… czarodziejem. Nie mówiliśmy ci tego z bojaźni o ciebie. Kochamy cie naprawdę… Ponoć Lord Voldemort zginął, ale boimy się o ciebie.  Jeśli czytasz to kilka dni po moim pogrzebie to wspaniale – masz czas na przygotowanie się do szkoły. Od nowego roku, nie idziesz do starej szkoły. Tatuś zabiera cię do szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Wszystko, co będzie ci do niej potrzebne znajdziesz w pierwszym kufrze obok biurka. Szatę, książki, barwy (po rodzinie trafisz do tego samego domu co ja z ojcem), pióro no i..różdżkę. Specjalnie dla ciebie wyprodukował ją Olliviander. Sowę kupi ci ojciec. Wszystko znajdziesz w książkach. Opiekuj się Feniksem, Ojcem, Domem i ucz się, chciałabym żebyś dobrze wypadła jako córka moja i Harrego. W końcu masz na nazwisko Potter. SALLY POTTER.  Kocham cię.

                                                                                              Twoja matka Ginny.

 PS. Wybacz, że dowiadujesz się o tym w ten sposób. Chronimy cię. Jeszcze raz ci mówię: KOCHAMY CIĘ NAD ŻYCIE.




Sally czytała kilka razy list.  W zupełnej ciszy rozmyślała nad jego treścią. Ale…. Jaki Voldemort? Jaki Hogwart? – Rozmyślania przerwał Harry:
-Już wiesz Sally?
-Chyba tak.. Z tym, że ja..
- Wiem Sally, wiem.  – Ojciec usiadł w fotelu przed biurkiem. – Nie wiesz nic na temat Hogwartu, Voldemorta… - Harry rozejrzał się po bibliotece. Westchnął i wyjął różdżkę. Był to czarny, drewniany patyczek. Obtaczał ją w ręku- Zawsze lubiłem tę bibliotekę… Kiedy byłaś jeszcze całkiem mała, twój ojciec chrzestny, Ron kupił ci taką małą miotełkę… Taką jak mnie Syriusz… Śmigałaś na niej po całym pokoju. Uwielbiałaś to. Hermiona zawsze powtarzała, żebym nie uczył cię za wcześnie latać na miotle, bo urodzi się w tobie miłość do quidditcha…. Ale Luna uwielbiała na ciebie patrzeć…
-Luna?
-Ach racja, nie pamiętasz. To jest twoja chrzestna. Ona mieszka razem ze swoim mężem w Hogwarcie.. Kiedyś nie było tam tak bezpiecznie i ciekawie jak teraz. Teraz kiedy on już nie żyje…
-Tato, a kim jest Lord Voldemort?- Harry przymknął lekko oczy. Potarł czoło.
-Właśnie o nim mówię. Był on najpotężniejszym czarodziejem czarnej magii. Miał za sobą wielu zwolenników. Próbował mnie zabić i przejąć Hogwart. W ostateczności to jego zabili, a  zwolennicy Czarnego Pana zostali posłani do Azkabanu na pocałunki dementorów… Przepraszam, mówię do ciebie niezrozumianym językiem, ale wszystkiego dowiesz się z czasem. Otwórz ten kufer-. Chwyciła klapę i otworzyła stary kufer. Wszystko w nim było schludnie ułożone. Tak jak wspominała matka… Szaty, książki, pióro i RÓŻDŻKA! Prawdziwa!
-
Tato, a czy ta różdżka jest prawdziwa? – Chwyciła patyczek do ręki. Obróciła ją w palcach.
- O tak! Zrobił ją specjalnie dla ciebie Olliviander. Zobacz są tu twoje inicjały! – Rzeczywiście, na rączce różdżki wypalone były starannie SP. – Machnij ją. No dalej Sally. – Dziewczynka skierowała się w stronę biurka. Podniosła różdżkę i machnęła. List który wcześniej był na biurku podleciał w powietrze.
-TATO! ZOBACZ! JA CZARUJĘ! JA CZARUJĘ! TO LATA! – Sally z wrażenia wypuściła różdżkę z dłoni. Na blat powrócił list. Harry szybko podniósł czarny patyczek i wręczył go córce
- Uważaj na nią! Różdżki trzeba szanować. Niedługo powinniśmy się wybrać na Pokątną po sowę. Chcę abyś pisała do mnie z Hogwartu.- Ojciec poprawił okulary i wstał, poczym udał się do drzwi.- Zostawiam cię teraz tutaj samą… Nie siedź za długo przy książkach.- Zanim jeszcze wyszedł ‘pogłaskał’ Kaspiana i zamknął drzwi. Sally nie wiedziała od czego ma zacząć. Przebiegła się wzdłuż regałów z różdżką w ręku. Gdy tak czytała nazwy ksiąg natrafiła na dziwną, większą od wszystkich ze skórzaną okładką książkę. Zatrzymała się i wzięła ją do ręki. Na okładce była zamieszczona mała różdżka. Sally przysiadła na podłodze i otworzyła na pierwszą stronę. Dziwnym drukiem napisane było:

W twoim pierwszym roku nauki zaklęć uczyłeś się od podstaw: trzymania różdżki, obrotu nią i wymawiania zaklęć. W ostatnim roku twojej nauki tego przedmiotu czekają na ciebie trudne, wyczerpujące zaklęcia. Aby ich używać musisz dostać zgodę nauczyciela. Powodzenia!

A więc to jest ostatni podręcznik nauczania… Czarów.- Przeglądała ostrożnie strony czytają zaklęcia. Mama mówiła mi, że mam się przygotować więc…- Odłożyła książkę i pobiegła do jej kufra. Wyjęła książkę do zaklęć i przeczytała napis wydrukowany tą samą czcionką co poprzedni:

Witamy Cię w pierwszym roku nauki zaklęć! Nauczysz się, jak poprawnie trzymać różdżkę i wypowiadać zaklęcia bez niepotrzebnych błędów. Nie ćwicz zaklęć sam.  W tym podręczniku zaklęcia przystosowane SA do twoich umiejętności. Zaczynajmy więc naukę. Powodzenia!

Sally przerzuciła stronę. Było na niej jedno zaklęcie z dokładnym opisaniem działania. Tak samo na następnej i następnej i następnej. Trzeba zacząć od najłatwiejszego… Hymn.. Co to… E… - uniosła różdżkę- Lumos!- Po rączce przeleciały lekkie drgawki. Światło błysnęło z końca różdżki oświetlając nawet najbardziej odległy kąt pokoju. Dziewczynka czytała pospiesznie chcąc już to zgasić. Aby zgasić światło należy wypowiedzieć Nox!- przeczytała pod nosem. – Nox!- po rączce znów przeleciały drgawki. Światło zgasło. Na twarzy Sally gościł teraz szeroki uśmiech. Nagle, jakby znikąd wylądowała przed dziewczynką koperta. Zaadresowana do niej. Otworzyła ją ostrożnie. Zaczęła czytać po cichu:

Brawo! Właśnie udało ci się użyć pierwszego w twoim życiu zaklęcia! Ucz się dalej, ale nie nadwyrężaj siły.

Wodziła wzrokiem po pokoju. Może ktoś tu jest? Lecz biblioteka była pusta. Nacieszyła się jeszcze trochę swoją nowo nabytą wiedzą  a potem stanęła przy drzwiach. Kocham ją, kocham tatę, kocham ich wszystkich… . Wyszła spoglądając jeszcze raz na jej szkolny kufer. Zamykając drzwi, pogłaskała Kaspiana i odeszła.

                 ***

Przez wiele wakacyjnych dni uczyła się nowych zaklęć. Przygotowywała się do pobytu w Hogwarcie.  Odliczała ile pozostało do pierwszego września. Gdy ten nastąpił pojechała wraz z ojcem na dworzec King’s Cross. Mając przed sobą wózek z kufrem i sowa szukała peronu 9 i 3/4.
-Sally, to tu. – wskazał Harry  na filar miedzy peronem dziewiątym, a dziesiątym. Dziewczynka oglądała się we wszystkie strony szukając przejścia na peron lecz owego nie było.- Wejdźmy razem…- Chwycił za poręcz wózka i razem przebiegli przez mur. W ten znaleźli się na dworcu. Zupełnie innym niż tamten. Pełno tu było rodziców żegnających swoje dzieci. W tłumie odnaleźli Rona i Herminę odprawiającym już swoje dzieci.
- Cześć Harry! Cześć Sally! Przyszliście we wspaniałym czasie. Akurat teraz zbierają bagaże. Hugo, Rosse Weźcie kufry i idźcie z Sally je odnieść.- Jak też im Hermiona zaleciła tak zrobili.
-Szkoda że nie może tego widzieć Ginny.  Byłaby z niej taka dumna…
-Ona zawsze była i będzie z niej dumna…- Zjawiły się dzieci. Za nimi przyszedł chłopak z odznaką prefekta w zielonych włosach.
-Młodzików zapraszam już do środka- uśmiechnął się serdecznie i gestem wskazał im pociąg. Zaczęli więc żegnać się z rodzinami.
-Pa, tato. Będę pisać.. Będę często pisać- Sally przytuliła się mocno do ojca.
-Pa, kochanie…- Pocałował ją w czoło tak jak to kiedyś zrobiła Ginny.- Trzymaj się….- Weszli do pociągu. Zielono włosy chłopak również przytulił się do Harre’go.
-Witaj Ted. Bardzo dawno się nie widzieliśmy.. Jak u ciebie? Jak dziadkowie?
- Bardzo dobrze. Zostałem prefektem. Rodzice byliby ze mnie dumni!
-Nawet nie wiesz jak… Ted.
-Muszę już iść. Pierwszo roczniacy bywają bardzo rozwydrzeni- Zaśmiali się głośno
-Żegnaj Ted.
-Żegnaj wujku.- wszedł do pociągu. On zaczął oddalać się. Dzieci z okien machali do swoich rodzin. Harry nie mógł wytrzymać. Pozwolił by łzy spłynęły mu po policzku. W końcu pociąg minął zakręt i zniknął.
-Możecie dostać się do Slytherinu! Tam będziecie mieć przerąbane!
-Hugo, nie strasz innych.- Ted siedział w przedziale razem z Hugo, Rosse i Sally. Roześmiali się głośno.
-Na pewno wszyscy traficie do Gryffindoru.
-A jeśli nie?
-Sally… Na pewno nie.- Zielonowłosy  chłopak patrzył w oczy Sally. Były piękne, niebieskie. Droga mijała im szybko podczas wysłuchiwaniu kawałów i jedzeniu fasolek Bertiego Botta. Znużeni nocą Wesleyowie poszli spać. Ted wpatrywał się w krajobrazy co chwilę spoglądając na Sally. W końcu przerywając ciszę powiedział:
-Jesteś strasznie podobna do matki. Tylko masz oczy po ojcu…- Znów zapadła cisza.
-Dobrze znałeś moich rodziców?
-Ba, Harry jest moim ojcem chrzestnym. Moi rodzice walczyli z nim przeciwko Voldemortowi i śmierciorzercom. Właśnie tak zginęli… Razem…- Otulił się kolanami- Miałem zaledwie kilka miesięcy…  Harry się mną zajął, a potem moi dziadkowie gdy tylko wyszli ze szpitala po tym jak zostali potraktowani zaklęciem tortur oni wzięli mnie pod opiekę.- Zakończył Ted robiąc młynek kciukami. Wyjął zdjęcie z kieszeni. Przybliżył się do Sally. Postacie na zdjęciu ruszały się tak jak w niektórych podręcznikach jej matki.
-To mój ojciec, a to moja matka. Odziedziczyłem po niej zdolność metamorfoz. Po ojcu zamieniam się w….- tu przyciszył głos- W wilkołaka. Nie ważne… To jest Artur i Molly Wesleyowie rodzice Rona, Ginny i bliźniaków. A to są Fred i George. Fred nie żyje, zmarł w walce. George nie mógł się pogodzić ze stratą bliźniaka…. To jest Luna, ale chyba ją znasz… A to Neville. Jest nauczycielem zielarstwa w Hogwarcie. Ej ci z tyłu wyjdzie na przód! O! To jest wielki fan twojego taty  Collin. Poległ w bitwie o Hogwart jak większość… To jest Cho Chang. No… To twój ojciec, Ginny, Ron i Hermiona. A to co tu widzisz to co oni tu tworzą to jest Gwardia Dumbledor’a  połączona z Zakonem Feniksa… Dumbledore był…
-Dyrektorem Hogwartu i założył Zakon Feniksa… Tata mi mówił. Czy mogę?
-Oczywiście- podał jej zdjęcie. Jeszcze raz oglądała wszystkich z bliska. Jaka mama była ładna… A jej bracia jacy do niej podobni…. I oni wszyscy walczyli…. Przeciwko Voldemortowi…
-Czy oni wszyscy  byli z Gryffindoru?
-Nie, było jeszcze kilka z Rawenclaw. -Zapadła cisza. Ted schował zdjęcie po czym znów zaczął wpatrywać się w okno. Hugo chrapał głośno przez sen i opowiadał jakieś głupoty.
-Emm… Ted… A do której klasy chodzisz?
-Do piątej… W tym roku zdaję sumy. Nie wiem kiedy znajdę czas na quidditcha…
-Grasz w quidditcha?
-Tak, jako obrońca. W tym roku odpadł nam szukający.- Sally przypomniała sobie co mówił do niej ojciec w bibliotece.
-A czy ja mogłabym być szukającym?- Ted zdziwił się lekko
-Gdybyś chciała no i… była w Gryffindorze.
-Czyli nie jesteś pewien?
-No nie do końca…  Tiara przydziału starzeje się i może jej się tam mieszać… Ostatnio przydzieliła mugolaka do Slytherinu. Współczuję chłopakowi. – Ted znów spoglądał w oczy Sally. Serce zabiło dziewczynce szybciej. Nigdy się tak nie czuła. Gardło dziwnie ścieśniło jej się. Nie mogła nic mówić. Ted chciał coś powiedzieć lecz przerwał mu głos jakiegoś wysokiego prefekta budzących wszystkich.
-No dzieciaki, jesteśmy w Hogwarcie. Ted zaprowadź ich.- Wszyscy wyszli z pociągu.
-Pierwszoroczniacy! Halo! Pierwszaki do mnie! - nawoływał do nich olbrzym w podeszłym wieku z gęstą brodą. Sally gdy tylko podeszła on skłonił się lekko.
-Moje uszankowanko panno Potter! Cholibka, jakżeś ty wyrosła Sally! Taki mały potworek był z ciebie, a teraz panniocha!
-Dziękuję…- Sally zarumieniła się, gdyż owego pana nie znała.
-Cholibka, chodźmy już bo się spóźnimy! - Zaprowadził ich nad rzekę. Potem przepłynęli przez jezioro łodziami i przeszli do zamku. Przywitała ich stara kobieta z okularami na nosie w zielonej sukni z tiarą przydziału w rękach.
-Witam was w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie!- rozległy się gromkie oklaski. – Zaprowadzę was teraz do wielkiej sali gdzie odbędziemy słynną ceremonię przydziału do domów!- znów rozległy się oklaski.
-To jest profesor McGonagall, ona obejmuje teraz stanowisko dyrektora.- wyszeptała Rosse do Sally. Potem ruszyli za Minerwą. Wrota do wielkiej Sali otworzyły się i wmaszerowali do środka. Zaraz przed stołem nauczycielskim stał stołek. W Sali były cztery wielkie stoły przy każdym siedzieli uczniowie. Zapewne są to te całe domy… To jest Gryffindor. Czerwone barwy…. Gdy tylko ustawili się rozległy się okrzyki i oklaski. Pierwszy uczeń usiadł na stołku, MCgonagall założyła mu   Tiarę przydziału a ta bez dłuższej chwili okrzyknęła
-SLYTHERIN!- Ze stołu ślizognów rozległ się okrzyk radości. Mały powędrował zielony ze strachu do stołu.  Potem było słychać ciągłe:
-Rawenclaw!
-Hufflepuff!
-Slytherin!
-Gryffindor!- W końcu pozostała garstka bladych, wystraszonych uczniów. Przyszła teraz kolej na Rosse. Usiadła na stołku i Minerwa włożyła jej na głowę Tiarę
-Eh…. Kolejny Weasley… Ile was może być?! Głupio pytać… GRYFFINDOR!- Ze stołów gryfonów rozległy się okrzyki, co niektórzy powstawali i klaskali. Teraz na stołku musiała zasiąść Sally. Podeszła z zaciśniętym gardłem i usiadła.
-Nie myślałam, że doczekam się kolejnego Pottera w tej szkole.- Wyszeptała MCgonagall wkładając jej Tiarę przydziału na głowę. Zapadła głucha cisza. Sally próbowała zamknąć oczy, ale nie udało jej się. Popatrzyła na Teda. Siedział przy stole Gryfonów znów patrząc jej w oczy. Napięcie było nie do wytrzymania. Rozległy się pomruki w Sali ‘To córka Pottera’. Minerwa MCgonagall spojrzała na Tiarę przydziału a ta wykrzyknęła najgłośniej jak potrafiła z nutą wzruszenia w głosie:
-GRYFFINDOR!

Wstęp do Potteromani.

Harry Potter górą! :) Sądzę, że i wy kiedyś słyszeliście o nim. Przyznam się skromnie, iż przeczytałam i obejrzałam wszystkie części. Nie mogłam oderwać się od książki. Chodziłam z nią do łazienki, do samochodu, na lekcję i czytałam pod ławką. Dla niewiedzących:  możecie sobie poczytać. :)  Bez bicia powiem, że wiele razy płakałam czytając lub oglądając tę serię. Od razu wzięłam się do pisania. Jeszcze dziś udostępnię wam, dalsze losy córki Harrego. :)

Pierwszy post, czyli: jak? Co? Kiedy?

Witam was drodzy czytelnicy. Jestem już w miarę na dobrej drodze, skoro to czytacie. Nie jest to żaden hejterski, modowy, hipsterski (czy inny) blog, jest to coś dla wytrwałych czytelników książek. Tych którzy żyją w świecie książki długo, długo, nie mogąc zacząć następnej. Popuszczam tu swoje wodze fantazji (również na wasze prośby (: ) i piszę, to co we mnie siedzi. Czyli:
-W książce pojawiła się postać, którą wielbię. Dopisuję coś szczególnie skierowanego z ta postacią.
- Książka skończyła się w dziwnym momencie, piszę jak ja bym ją zakończyła.
- Jest wątek, który szczególnie mi się spodobał; piszę dalszą kontynuacje wątku
- Chcecie poznać jakąś historię, napiszę z chęcią :)
Mam już szczerze dosyć zapchanego komputera opowiadaniami, porozwalanych kartek po pokoju na których spoczywa atrament niestworzonych historii, czy zapisanych pięknymi opowieściami zeszytów walających się po szafkach i szafeczkach.
A więc enjoy! :) Miłego czytania.
                                                                                                        Ravena.


PRAWA AUTORSKIE NA WSZYSTKIE ZAMIESZCZONE PRACE.