czwartek, 20 grudnia 2012

,,Atramentowa podróż'' r. pierwszy.


  Za oknem leżał już śnieg. W kominku, który znajdował się w sporej bibliotece, wesoło tańczyły ognie rozgrzewając i oświetlając pomieszczenie. Pomiędzy regałami stały dwa fotele w czerwonych obiciach. Na jednym z nich posypiała dziewczyna z książką w ręku. Miała czarne włosy zaplecione w warkoczyk, zaróżowione od ciepła policzki i zielone oczka.
Na parapet zleciał właśnie kosogłos i uderzył w szybę parokrotnie. Dziewczyna zbudziła się po czym podbiegła do okna. Otworzyła je i wpuściła ptaka do środka. Kosogłos zanucił piękną melodię po czym usiadł na jej ramieniu lekko potrząsając głową.
-Czemu przybywasz tak wcześnie? Czyżby coś się stało?- ptak zanucił teraz inną melodię.
-Rozumiem, już idę.- dziewczyna wypuściła zwierzę przez okno i podeszła do najbliższego regału. Hobbit, Gra o Tron, Nawałnica Mieczy, Eragon… Jest! Przykry początek. Dziewczę położyło książkę na małym stoliku obok foteli. Wczytała się w pierwsze zdanie, a potem… Znikła! Tak po prostu. Książka leży rozwarta na stoliku, a  stronice przewracają się same… Nagle w książce pojawia się nowa postać: była nią właśnie ta dziewczynka: Ines. Biegła  właśnie na spotkanie z przyjaciółmi. Było to  rodzeństwo Baudelaire i mieszkali oni teraz u Hrabiego Olafa. Usypiali się nawzajem na pojedynczym łóżku w tej ciemnej noże.
-Ines! - odezwał się środkowy z rodzeństwa Klaus. Trzymał na rękach najmłodszą siostrę.
-Co cię do nas sprowadza? - zapytała najstarsza z sierot Wioletka - Usiądź, chociaż nie ma tu wiele miejsca - przesunęła się i to samo kazała uczynić to swojemu bratu. Ines usiadła delikatnie na poprutej i pobrudzonej szmacie, którą Hrabia Olaf nazywał kołdrą.
-Przyszłam was pocieszyć. Szkoda, że nie mogę zmienić biegu waszej historii.- westchnęła cicho, po czym uśmiechnęła się - Kosogłos mnie odwiedził śpiewając smutną melodię i od razu pomyślałam o was. Przyniosłam czekoladki, a dla ciebie Słoneczko marchewkę - sieroty przyjęły dary. Zaczęły rozmawiać cicho aby nie rozbudzić złego Hrabiego.
- Wybaczcie mi, słońce zaczyna już świtać. Muszę wracać… - za drzwiami słychać było kroki. Ines więc już bez pożegnania opuściła tę książkę. Siedziała teraz na podłodze, a przed nią na stoliku otwarta książka. Drzwi do biblioteki były uchylone, a w progu stał wysoki mężczyzna z okularami na nosie. Poprawił je sobie, usiadł obok dziewczynki. Zamknął książkę i podał ją dziewczynce:
- Nie powinnaś ich odwiedzać. Gdyby Hrabia Olaf cię zobaczył…. - Ines przerwała mu.
- Wiem tato, ale Kosogłos przyleciał i zanucił tę smutną melodię którą nauczyłeś go zaraz po śmierci mamy. Pomyślałam od razu o nich, bo któż inny byłby w większych kłopotach?- wzięła książkę od taty i odłożyła ją na półkę. Przysiadła znów na podłodze. Zapadła cisza, którą przerwał po dłuższej chwili ojciec Ines, gładząc ją po włosach i podając jej inną książkę.
- Może chodziło mu o kogoś innego?  Spójrz tutaj… ,,Tajemniczy Ogród”. W tej książce smuty jest chłopiec, ale nie dlatego chcę dać ci te książkę. Otwórz ją na pierwszej stronie. - Ines przewróciła okładkę i spojrzała na pierwszą stronę. Niebieskim atramentem, pismem bardzo Ines znanym napisane było: Dla Williama i małej Ines. Oliwia. Książka miała piękny zapach róż. Dziewczynka palcami gładziła strony i ilustracje malowane ręcznie, kolorowymi atramentami.
- Wszystkiego najlepszego Ines. - William ucałował dziewczynkę w czoło. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że przecież dzisiaj kończy piętnaście lat. Nie świętowała urodzin już dawno.
- Piękny prezent tato, dziękuję. - Ines przytuliła się do ojca. Wzięła książkę, po czym odłożyła ją na półkę zaraz obok jej ulubionej powieści. Myślała o słowach ojca, że Kosogłosowi mogło chodzić o kogoś innego. Wytężyła swój umysł, lecz powróciła do ojca. W końcu bez namysłu powiedziała:
- Kosogłos nigdy nie przychodzi tak sobie. Zawsze ma coś ważnego do przekazania. - Ojciec dziewczyny przetarł okulary. Westchnął lekko, wstał i wyszedł bez słowa z biblioteki.
Ines pomyślała, ze ojciec nie dosłyszał, a że jest spracowany poszedł się wyspać. Przechodziła się wśród regałów przypominając sobie wszystkie książki jakie dotąd przeczytała.
„Klątwa Herhora” Piotra Rowickiego… Nie, tutaj wszyscy są szczęśliwi, no w pewnym sensie, ale to na pewno nie tu. „W pierścieniu ognia” Suzzany Collins… Nie, nie, nie! Zdecydowanie nie o to chodzi. Nagle Ines uświadomiła sobie jak mało książek przeczytała. Teraz weszła do zupełnie innego przedziału. Nigdy jakoś tu nie wchodziła gdyż książki były wielkie, stare, podarte i zawsze sprawiały wrażenie, jakby cię obserwowały. Dziewczyna przeszła się wolno wśród regałów przeglądając księgi. Na końcu korytarza coś przykuło jej uwagę. Na jednej z dolnych półek leżała na płasko pod innymi książkami mocno szkarłatna bardzo gruba księga. Ines wyciągnęła ją z trudem i położyła na podłodze. Zdmuchnęła z niej kurz. Nie było na okładce niczego, prócz czerwonej skóry. Otworzyła ją. Stronice były puste. Każda następna strona była bardziej zniszczona. Kartki były chyba były pergaminem. Ogólnie książka wyglądała na bardzo starą. Przejechała palcami po kartce papieru, wyczuła, że są bardzo szorstkie. Nigdy nie widziałam takie książki – pomyślała. Znów przejechała palcami po papierze. Teraz z książki wyleciał dziwny niewyraźny zapach. Ines próbowała odkryć co to za zapach lecz nie musiała. Teraz wyraźnie było czuć krew. Dziewczyna odeszła kilka kroków od książki zaniepokojona tym faktem. Lecz nie minęło parę sekund gdy na kartce widniał czerwony napis: PRZYBĄDŹ. WYGRAJ. WRÓĆ. Ines podeszła bliżej przyjrzeć się napisowi lecz zobaczyła tylko, że jest on napisany krwią. Nic więcej nie dojrzała gdyż znalazła się w zupełnie innym miejscu. Zupełnie nieznanym. Zanim jednak obejrzą się wylądowała na podłodze.

    - No i co z nią zrobimy? - Ines słyszała dziwny gruby głos zza siebie. Nie chciała teraz otwierać oczu, by nie zdradzić swojej świadomości. Ktoś ciężko przeszedł obok niej.
- Nie wiem. Mamy plan co do postępowania w razie: goblinów, hipogryfów, trollów, jednorożców, ogrów, ale nie ludzi! Kiedy ostatni raz tu przybywali nie było tych całych machlojek!- Dwie postacie nachyliły się nad dziewczyną. Nie poczuła żeby oddychali.
- Może obudźmy ją. Chyba jeszcze będzie mogła wrócić… Jak sądzisz, Dean?
- Obudź ją. Ja przyniosę jej coś do jedzenia. Długo spała, a ty żeś ją za mocno walną  Igorze.
Słychać było kroki wychodzącego mężczyzny. Ines zorientowała się, że leży na jakimś łóżku przykryta kocem. Było jej zdecydowanie za ciepło i czuła, nawet nie dotykając, że ma guza z tyłu głowy. W końcu czyjeś ręce dotknęły jej ramion. Lekko potrząsnęły nimi, a dziewczyna otworzyła oczy. Spoglądała teraz na niskiego wzrostu, przysadzistego, o długich włosach z siwą bródką mężczyznę. Skłonił się lekko i uśmiechnął odsłaniając białe niczym śnieg zęby:
- Nie chciałem jaśnie pani budzić. Tak pani słodko spała. - zaśmiał się lekko - Jestem Igor. Przepraszam za ten upadek, chciałem uderzyć lżej, lecz dopiero wprawiam się w zawód. - Ines nie wiedział za bardzo co powiedzieć. Więc wykrztusiła z siebie tylko „Dzień dobry”. Po chwili biadolenia Igora o tym jakie to on ma problemy z kręgosłupem wszedł inny mężczyzna. Był wysoki, dobrze zbudowany; miał ciemne długie spięte w kitkę; zielone bardzo błyszczące oczy. Ubrany był podobnie jak i jego przyjaciel: w ciemną koszulę i czarne spodnie, a na nogach mieli równie ciemne buty. Oboje mieli śniadą cerę. Chłopak podał Ines miskę wypełnioną czymś przypominającym rosół. Przysiadł się na krześle obok. Dopiero teraz Ines miała czas przyjrzeć się wszystkiemu co ją otacza. Była to jakaś drewniana chata. W pomieszczeniu było ciepło i widno gdyż miało ono trzy duże okna.  W pokoju były dwa łóżka, szafki nocne, komoda, stół i dwa krzesła. Gdzieniegdzie walały się jakieś śmieci. Igor widząc co uczynił jego przyjaciel opadł na drugie krzesło. Przetarł swoje czoło chustką i odetchnął głęboko.
-Jedz, spałaś długo. To przez mojego nieudolnego przyjaciela, który jak mam nadzieję przedstawił ci się już. - spojrzał na Igora - Ja jestem Dean. Pilnujemy tu porządku. Znaczy ja wprawiam w to mojego brata. No… niezbyt mu to wychodzi - roześmiał się spoglądając znów na Igora. Również miał białe zęby, a do tego dołeczki w policzkach. Znów zwrócił się do Ines.
- A ty to kto? W ogóle, to co cię tu do nas niesie? - zapytał śmiało Dean poprawiając sobie kitkę.
- Jestem Ines. Ines Haymitch. Znaczy ja się tu przypadkowo znalazłam. Bo u nas w Londynie, śnieg leży i w ogóle…- Dean przerwał jej co pozwalało dziewczynie zjeść chociaż trochę „zupy”.
-Przypadkowo? Tu się nie trafia przypadkowo… Znaczy od pewnego czasu. Jesteś jedynym człowiekiem który tu wszedł przez ostatnie… Ech, zawsze zapominam. Igorze, może wiesz?
- Dziesięć Deanie. Dziś mija rocznica. W pałacu świętują, ale tacy jak my nie mamy czego.
- Od dziesięciu lat, nie przyszedł tu nikt. Od czasu przejęcia tronu. Nie pamiętam tego dobrze, miałem dziesięć lat, a Igor rodził się podczas wojny. Teraz siedzimy na tym pustkowiu, który kiedyś tętnił życiem. Od pewnego czasu król kazał nam strzec portalu, żeby nikt nie pożądany tu nie wchodził. Ale dziś zaszczyciłaś nas ty. Miło cię spotkać, co u ojca?- Ines gałki oczne ledwie trzymały się oczodołów. Nieznajomi jej ludzie znali jej ojca. Niedorzeczne.
- Skąd znacie mojego ojca? Przecież jest o zwykłym bibliotekarzem. –zapytała odstawiając pyszny rosołek na szafkę. Teraz to bracia wybałuszyli oczy. Igor wziął pośpiesznie miskę.
- To ty nawet własnego ojca nie znasz. William był bardzo szlachetny ale byle jaka elfka wyprowadziła go z tego świata podczas wojny. Jesteś strasznie podobna do Oliwii.  No dobra, nieważne.
- Mam pytanie…. Gdzie ja jestem?- Dean roześmiał się, po czym wstał i podał jej mapę.
- W Krainie Siedmiu Królestw! Najgorszym przybytku na ziemi. Ale do czasu.- znów roześmiał się. Ines przeglądała mapę. Były na niej dziwne znaki, kreski, liczby. Spojrzała na Deana. Wyglądał przez okno wdychając świeże powietrze. Posmutniał lekko, po czym powrócił na krzesło.
- Do czasu? – zapytała dziewczyna oddając mapę. Chłopak zrzucił ją na stoli, po czym powrócił Igor.
- Szykujemy powstanie. Czekaliśmy na ciebie, a gdy się już zjawiłaś nie będziemy czekać! Jeszcze dziś wyruszymy. Musimy powiadomić Godryka, ale i uważać na straże. Igor pakuj plecak, wyruszamy!- Dean poprawił kitkę po czym z radości klasnął w dłonie. Ines przyglądała mu się badawczo. Nie zrozumiała niczego w tym co przed chwilą powiedział. W końcu zapytała:
- Mam jeszcze jedno pytanie, mogę je zadać?- Dean spojrzał na nią.
- Już to zrobiłaś - Uśmiechnął się.
- A następne?
- Znów to zrobiłaś. - Dean roześmiał się, pokazując znów dołeczki w policzkach.
- A czy mogę zadać cztery pytania?- spytała załamana Ines, domyślając się co uczyni Dean.
- Już to zrobiłaś.
- Kiedy?!
- Teraz!- Bracia pokładali się ze śmiechu. Ines wpatrywała się na nich z zakłopotaniem nie wiedząc co ma zrobić. Dean lekko puknął brata w ramie i znów spojrzał się na Ines.
-  Przepraszamy, ale rzadko kiedy udaje nam się to zrobić. O co chodzi?
- Chyba mnie z kimś pomyliliście…. Ja po prostu jestem tu przypadkiem, otworzyłam tę książkę niechcąco. Jak mogę wrócić?- Igor i Dean wymienili spojrzenia.
- Nikt tu nie wchodzi przypadkiem. A wyjść się nie da. Nie czytałaś napisu? Przybądź, wygraj, wróć. Jeśli chcesz wrócić musisz pokonać Dorthraka, naszego nowego króla. Niezbyt dobrze się dzieje.
- Ba!- wtrącił mu Igor - Jest okropnie.
- Więc trzeba to naprawić.- Dean odwrócił się do Ines- Na co czekasz? Wstawaj! Idziemy.
- Ale mój ojciec...
- Stąd nie ma innego wyjścia. Nigdy już nie wrócisz… Musisz wygrać wojnę. - Podał jej rękę i zachęcająco uśmiechnął się- Czekaliśmy na to tyle lat.- W końcu dziewczyna nie sprawiła oporu. Skoro to jedyny sposób an wydostanie się stąd… Mam nadzieje, że tata się nie martwi. Pomyślała Ines i wyszła wraz z towarzyszami z chatki.

Dziewczę dopiero teraz mogło się spokojnie rozejrzeć po krajobrazie, bez obawy że po raz kolejny dostanie w głowę. Niebieskie niebo prawie całkowicie przesłaniały wysokie i gęste korony drzew o wyjątkowo grubych pniach. Na gałęziach gniazda założyły nieznane Ines ptaki. W powietrzu latały kolorowe motyle rozsiewając kuszący zapach bzu. Rósł on pnąc się po drzewach; wokół ścieżki lub samotnie przy małych stawach. Ścieżka była wyściełana kamieniami, zieloną trawą i kwiatami o ciekawych kolorach. Znajdowali się w lesie. Był on rozległy na wszystkie kierunki. Gdzie by się nie spojrzało widać było tylko las oraz kwiaty i rośliny niesamowitych rozmiarów. Czasami na podróżników spojrzały oczy dzikiego kota lub psa. Często napotkać można było jaszczurki lub konie. Piękny był to widok, którego Ines nie widziała w żadnej innej książce. W pewnym momencie wędrówki Dean przystanął w miejscu i zaczął przysłuchiwać się odgłosom przyrody. Nagle zerwał się na nogi ciągnąc za sobą Ines i Igora. Schowali się za drzewem.
- Olbrzymy - Miał rację. Po chwili ziemia zaczęła drżeć, a zza drzew wyłonił się olbrzym. Nie był to urodziwy widok. Igor widocznie nie był przyzwyczajony do owych widoków i puścił się pędem w stronę ścieżki. Dean pokręcił oczyma i rzucił się za nim. Ines nie miała wyboru. Musiała biec. Olbrzym nie był zachwycony z obecności istot ludzkich na jego terytorium więc i on rzucił się pędem wymachując maczugą. Ryczał przeraźliwie prawie doganiając Ines lecz coś go zatrzymało. Teraz stał i wymachiwał maczugą, gadając coś po swojemu. Dziewczyna przestała biec. Dopiero po chwili uświadomiła sobie o co chodzi.  Przed nią stał mały drewniany domek, podobny do domku braci, z którego wyszedł drobny mężczyzna z siwą długą, nawet bardzo długą brodą. Witał się teraz z Igorem. Ines podeszła do nich akurat w momencie gdy Dean krzyczał na swojego brata.
- MOGŁEŚ NAS ZABIĆ! JUŻ NIC CIĘ NIE OBCHODZI? ZGŁUPIAŁEŚ? RZUCAĆ SIĘ PĘDEM PROSTO W ŁAPY OLBRZYMA?!
- Deanie, nie stresuj brata.  Igorze idź do domu, Ariana przygotowała herbatę. Widzę, że macie nową towarzyszkę. Zgubiłaś się w lesie dziecino?
- To nie żadna dziecina. To nasze wybawienie, Godryku.  To Ines, córka Wiliama i Oliwii. - mężczyzna otworzył ze zdziwienia buzię. Nie wydał z siebie żadnego dźwięku poza słabym jęknięciem, a  po chwili rzekł:
- Na karły z fontanny! Świętujemy! - po czym udali się wszyscy do wnętrza chaty. Przypominała ona wyglądem chatę braci. Wszyscy cieszyli się lecz tylko Ines uważała to za bezsens i wyszła na dwór. Pomyślała o ojcu. Czeka teraz pewnie na nią z kolacją w bibliotece myśląc, że powędrowała do jakiejś powieści. Lecz tak nie było. Siedziała teraz na ciepłej trawie myśląc o domu i o tym, że jeśli chce wrócić musi pokonać kogoś oraz o tym, że jest kimś długo wyczekiwanym i znanym. Nie chciało jej się wręcz wierzyć, lecz musiała gdyż przemyślenia przerwał jej Dean który właśnie przysiadł się koło niej.
- Masz coś na sercu? - pyta łagodnie.
- Nie, nic.
- Ale jednak chyba jesteś smutna? Co? Mam rację?- Znów się uśmiechnął. Dziewczynę zaczęło już to irytować. Na początku jego dołeczki w policzkach wydały się słodkie lecz tera przyprawiają Ines o mdłości. Nie spotkała nikogo w swoim życiu tak roześmianego.
- Nic, naprawdę. Idź dalej świętować. – Teraz jednak Dean przybliżył się do niej i prawie wyszeptał:
- Będę świętować z tobą. - Po czym zaczął przybliżać jej historię Krainy Siedmiu Królestw. Wieczór, a potem noc, minęły niezauważalnie wśród żartów i opowieści Deana.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz