Młode pokolenie Potterów.
Przed
wielkimi drewnianymi drzwiami, siedziała mała, rudowłosa dziewczynka. Z jej zielonych ocząt spływały po bladym
policzku łzy. Za owymi drzwiami byli jej tatuś i mamusia. W końcu wrota otwarły
się i wyszła z nich pokojówka równie blada jak dziewczynka.
-Salluś, mamusia chciałaby cię zobaczyć. - Powiedziała gosposia i zaprosiła ją
gestem do środka. Sypialnia była przyozdobiona różnymi obrazami i kwiatami. W
centralnym miejscu pokoju było duże łóżko, a na nim leżała rudowłosa postać.
- Córeczko.. Salluniu… Usiądź przy mnie - Kobieta wskazała jej fotel przy
łóżku. Na kolejnym siedział wysoki, przystojny mężczyzna z okrągłymi okularami
na nosie. Sally usiadła.
- Tak mamusiu? - Spytała niepewnie obejmując dłoń swej matki.
- Kochanie… Kiedy odejdę… Chciałabym ci to przekazać - podała dziewczynce mały,
mosiężny klucz.
- Tam, będziesz zawsze czuła moją obecność… Jesteś mądra - ucałowała
dziewczynkę w czoło po czym wyszeptała - Dbaj o tatusia…
- Mamusiu, dobrze - Dziewczynka wtuliła się do matki. Ta pogładziła ją po
włosach.
- Kochanie… Opowiedz mi bajkę. Tą którą zawsze ci opowiadałam… Tą naszą
ulubioną…
- No… Było kiedyś trzech braci - Ręka matki zsunęła się po włosach - I oni
wędrowali… O zmierzchu…
- Matka oparła głowę na ramieniu córki - I natknęli się na rzekę… Głęboką rzekę
– Ciągnęła dalej dziewczynka. Kobieta przymknęła oczy. Ciążyła dziewczynce. W
końcu nie słychać było oddechu. Potem bicie serca zanikało. Stawało się
mniejsze i mniejsze… - Mamo? - Dziewczynka przerwała. Spojrzała na ojca. Zakrył
twarz dłońmi. Otulił córkę i żonę.
- Ginny… Tak bardzo cię kochałem - Spojrzał na Kobietę, a potem na pokojówkę. –
Josephine, zabierz stąd Sally…
- Już sir Potter - Wzięła dziewczynkę pod rękę i wyprowadziła ją z pokoju.
Zostawiła małą na korytarzu i powróciła do sypialni. Sally przybrała tą samą pozycję co wcześniej.
Wolała tam nie wchodzić. Zostać tutaj, żeby tego nie widzieć. Żeby tego nie
czuć…
***
Sally wędrowała korytarzami szukając drzwi do których pasowałby klucz. Znała
wszystkie pokoje, piętra, zakamarki. Gdzie
to może pasować – główkowała przez całe popołudnie kilka dni po pogrzebie
jej matki. A może to.. trzecie piętro? -
nagle przypomniała sobie o pomieszczeniu do którego zabraniano jej wchodzić.
Pobiegła po schodach. Dotarła do trzeciego pietra. Wszystko tu było… inne.
Jakieś stare. Złoty żyrandol, dziwne obrazy, jakby się jej przyglądały i do
tego ogromne, drewniane drzwi. Wzory, które były na nim wypalone układały się w majestatycznego
ptaka. W pewnym momencie Sally zauważyła, że coś ruszyło się. Otóż miała rację, zwierzę ruszało się teraz
swobodnie. W dziobie miał dziurkę od klucza. Dziewczynka była za niska by do
niej dosięgnąć więc ptak schylił się jakby oddając jej pokłon. Próbowała
odnaleźć klamkę lecz nie było po niej śladu. Ocknęła się jakby z paraliżu i
włożyła klucz do dziurki. Drzwi otworzyły się szeroko. Z pokoju wyleciała woń starych książek. Sally zawsze je
kochała. Książki…. Mama zawsze czytała mi
takie piękne bajki… - myślała wchodząc do ogromnej biblioteki. Nigdzie nie
było nawet ociupinki kurzu. W pomieszczeniu były dziesiątki regałów z
książkami. Po środku stało biurko, przed nim stały dwa fotele i jakieś kufry. Do
pokoju wpadało dużo światła przez małe okienka zdobione witrażami, przedstawiające
różne postacie. Przeszła się wśród regałów. Numerologia
dla początkujących… Zielarstwo i ty… Mugoloznactwo dla początkujących. Co to są
za książki?! – Sally przyglądała się tym dziwacznym książkom. W końcu przeszła do biurka. Rozsiadła się w
fotelu. Blat był czysty, bez zbędnych
gratów. Leżała na nim koperta… Zaadresowana „do Sally”. Mała otworzyła ją. Poznała
od razu pismo swojej matki i zaczęła czytać:
Droga
Sally!
Mam nadzieję, że podoba ci się w
bibliotece. Teraz należy ona do ciebie. Mam nadzieję iż poznałaś już mojego
Feniksa- Kaspiana. Opiekuj się nim proszę, on nienawidzi samotności. Jeśli
chcesz czegoś więcej wiedzieć o tych majestatycznych zwierzętach to siódmy
regał, piąta półka trzecia pozycja: ,,Dzikie, domowe zwierzęta’’. Teraz biblioteka jest twoja, więc możesz
robić co chcesz, ale nie wyrzucaj niczego. NICZEGO. Wszystko to, nagromadziłam
przez całe swoje życie. Wszystko co tu jest związane jest za mną. Na przykład:
Baśnie Barda Beedle’a w szafce po twojej prawej stronie. Mama mi je czytała. Ja
czytałam je tobie. To właśnie stąd jest bajka o trzech braciach. Książki które tu widzisz, potrzebne były mi
do nauki. Niektóre podarował mi twój ojciec Harry. Wiem, że nazwy są ci
zupełnie nieznane…. Jest coś co ukrywaliśmy przed tobą z Ojcem… Możesz nie
przyjąć tego dobrze… Musisz to zrozumieć.. Jesteś… Tak jak ja z twoim tatą…
czarodziejem. Nie mówiliśmy ci tego z bojaźni o ciebie. Kochamy cie naprawdę…
Ponoć Lord Voldemort zginął, ale boimy się o ciebie. Jeśli czytasz to kilka dni po moim pogrzebie
to wspaniale – masz czas na przygotowanie się do szkoły. Od nowego roku, nie
idziesz do starej szkoły. Tatuś zabiera cię do szkoły Magii i Czarodziejstwa w
Hogwarcie. Wszystko, co będzie ci do niej potrzebne
znajdziesz w pierwszym kufrze obok biurka. Szatę, książki, barwy (po rodzinie
trafisz do tego samego domu co ja z ojcem), pióro no i..różdżkę. Specjalnie dla
ciebie wyprodukował ją Olliviander. Sowę kupi ci ojciec. Wszystko znajdziesz w
książkach. Opiekuj się Feniksem, Ojcem, Domem i ucz się, chciałabym żebyś
dobrze wypadła jako córka moja i Harrego. W końcu masz na nazwisko Potter.
SALLY POTTER. Kocham cię.
Twoja matka Ginny.
PS. Wybacz, że dowiadujesz się o tym w
ten sposób. Chronimy cię. Jeszcze raz ci mówię: KOCHAMY CIĘ NAD ŻYCIE.
Sally czytała kilka razy list. W zupełnej ciszy rozmyślała nad jego treścią. Ale…. Jaki Voldemort? Jaki Hogwart? –
Rozmyślania przerwał Harry:
-Już wiesz Sally?
-Chyba tak.. Z tym, że ja..
- Wiem Sally, wiem. – Ojciec usiadł w
fotelu przed biurkiem. – Nie wiesz nic na temat Hogwartu, Voldemorta… - Harry
rozejrzał się po bibliotece. Westchnął i wyjął różdżkę. Był to czarny,
drewniany patyczek. Obtaczał ją w ręku- Zawsze lubiłem tę bibliotekę… Kiedy
byłaś jeszcze całkiem mała, twój ojciec chrzestny, Ron kupił ci taką małą
miotełkę… Taką jak mnie Syriusz… Śmigałaś na niej po całym pokoju. Uwielbiałaś
to. Hermiona zawsze powtarzała, żebym nie uczył cię za wcześnie latać na miotle,
bo urodzi się w tobie miłość do quidditcha…. Ale Luna uwielbiała na ciebie
patrzeć…
-Luna?
-Ach racja, nie pamiętasz. To jest twoja chrzestna. Ona mieszka razem ze swoim
mężem w Hogwarcie.. Kiedyś nie było tam tak bezpiecznie i ciekawie jak
teraz. Teraz kiedy on już nie żyje…
-Tato, a kim jest Lord Voldemort?- Harry przymknął lekko oczy. Potarł czoło.
-Właśnie o nim mówię. Był on najpotężniejszym czarodziejem czarnej magii. Miał
za sobą wielu zwolenników. Próbował mnie zabić i przejąć Hogwart. W
ostateczności to jego zabili, a zwolennicy Czarnego Pana zostali posłani do
Azkabanu na pocałunki dementorów… Przepraszam, mówię do ciebie niezrozumianym językiem,
ale wszystkiego dowiesz się z czasem. Otwórz ten kufer-. Chwyciła klapę i
otworzyła stary kufer. Wszystko w nim było schludnie ułożone. Tak jak wspominała matka… Szaty, książki,
pióro i RÓŻDŻKA! Prawdziwa!
- Tato, a czy ta różdżka jest prawdziwa? – Chwyciła patyczek do ręki.
Obróciła ją w palcach.
- O tak! Zrobił ją specjalnie dla ciebie Olliviander. Zobacz są tu twoje
inicjały! – Rzeczywiście, na rączce różdżki wypalone były starannie SP. –
Machnij ją. No dalej Sally. – Dziewczynka skierowała się w stronę biurka.
Podniosła różdżkę i machnęła. List który wcześniej był na biurku podleciał w
powietrze.
-TATO! ZOBACZ! JA CZARUJĘ! JA CZARUJĘ! TO LATA! – Sally z wrażenia wypuściła
różdżkę z dłoni. Na blat powrócił list. Harry szybko podniósł czarny patyczek i
wręczył go córce
- Uważaj na nią! Różdżki trzeba szanować. Niedługo powinniśmy się wybrać na
Pokątną po sowę. Chcę abyś pisała do mnie z Hogwartu.- Ojciec poprawił okulary
i wstał, poczym udał się do drzwi.- Zostawiam cię teraz tutaj samą… Nie siedź
za długo przy książkach.- Zanim jeszcze wyszedł ‘pogłaskał’ Kaspiana i zamknął
drzwi. Sally nie wiedziała od czego ma zacząć. Przebiegła się wzdłuż regałów z
różdżką w ręku. Gdy tak czytała nazwy ksiąg natrafiła na dziwną, większą od
wszystkich ze skórzaną okładką książkę. Zatrzymała się i wzięła ją do ręki. Na
okładce była zamieszczona mała różdżka. Sally przysiadła na podłodze i
otworzyła na pierwszą stronę. Dziwnym drukiem napisane było:
W twoim pierwszym roku nauki zaklęć
uczyłeś się od podstaw: trzymania różdżki, obrotu nią i wymawiania zaklęć. W
ostatnim roku twojej nauki tego przedmiotu czekają na ciebie trudne, wyczerpujące
zaklęcia. Aby ich używać musisz dostać zgodę nauczyciela. Powodzenia!
A więc to jest ostatni podręcznik
nauczania… Czarów.- Przeglądała ostrożnie strony czytają zaklęcia. Mama mówiła mi, że mam się przygotować więc…-
Odłożyła książkę i pobiegła do jej kufra. Wyjęła książkę do zaklęć i
przeczytała napis wydrukowany tą samą czcionką co poprzedni:
Witamy Cię w pierwszym roku nauki
zaklęć! Nauczysz się, jak poprawnie trzymać różdżkę i wypowiadać zaklęcia bez
niepotrzebnych błędów. Nie ćwicz zaklęć sam.
W tym podręczniku zaklęcia przystosowane SA do twoich umiejętności.
Zaczynajmy więc naukę. Powodzenia!
Sally przerzuciła stronę. Było na niej jedno zaklęcie z dokładnym opisaniem
działania. Tak samo na następnej i następnej i następnej. Trzeba zacząć od najłatwiejszego… Hymn.. Co to… E… - uniosła
różdżkę- Lumos!- Po rączce przeleciały lekkie drgawki. Światło błysnęło z końca
różdżki oświetlając nawet najbardziej odległy kąt pokoju. Dziewczynka czytała
pospiesznie chcąc już to zgasić. Aby zgasić światło należy wypowiedzieć Nox!-
przeczytała pod nosem. – Nox!- po rączce znów przeleciały drgawki. Światło
zgasło. Na twarzy Sally gościł teraz szeroki uśmiech. Nagle, jakby znikąd
wylądowała przed dziewczynką koperta. Zaadresowana do niej. Otworzyła ją ostrożnie.
Zaczęła czytać po cichu:
Brawo! Właśnie udało ci się użyć pierwszego w twoim życiu zaklęcia! Ucz się
dalej, ale nie nadwyrężaj siły.
Wodziła wzrokiem po pokoju. Może ktoś tu
jest? Lecz biblioteka była pusta. Nacieszyła się jeszcze trochę swoją nowo
nabytą wiedzą a potem stanęła przy
drzwiach. Kocham ją, kocham tatę, kocham ich
wszystkich… . Wyszła spoglądając jeszcze raz na jej szkolny kufer.
Zamykając drzwi, pogłaskała Kaspiana i odeszła.
***
Przez wiele wakacyjnych dni uczyła się nowych zaklęć. Przygotowywała się do
pobytu w Hogwarcie. Odliczała ile
pozostało do pierwszego września. Gdy ten nastąpił pojechała wraz z ojcem na
dworzec King’s Cross. Mając przed sobą wózek z kufrem i sowa szukała peronu 9 i
3/4.
-Sally, to tu. – wskazał Harry na filar
miedzy peronem dziewiątym, a dziesiątym. Dziewczynka oglądała się we wszystkie
strony szukając przejścia na peron lecz owego nie było.- Wejdźmy razem…-
Chwycił za poręcz wózka i razem przebiegli przez mur. W ten znaleźli się na
dworcu. Zupełnie innym niż tamten. Pełno tu było rodziców żegnających swoje
dzieci. W tłumie odnaleźli Rona i Herminę odprawiającym już swoje dzieci.
- Cześć Harry! Cześć Sally! Przyszliście we wspaniałym czasie. Akurat teraz
zbierają bagaże. Hugo, Rosse Weźcie kufry i idźcie z Sally je odnieść.- Jak też
im Hermiona zaleciła tak zrobili.
-Szkoda że nie może tego widzieć Ginny.
Byłaby z niej taka dumna…
-Ona zawsze była i będzie z niej dumna…- Zjawiły się dzieci. Za nimi przyszedł
chłopak z odznaką prefekta w zielonych włosach.
-Młodzików zapraszam już do środka- uśmiechnął się serdecznie i gestem wskazał
im pociąg. Zaczęli więc żegnać się z rodzinami.
-Pa, tato. Będę pisać.. Będę często pisać- Sally przytuliła się mocno do ojca.
-Pa, kochanie…- Pocałował ją w czoło tak jak to kiedyś zrobiła Ginny.- Trzymaj
się….- Weszli do pociągu. Zielono włosy chłopak również przytulił się do Harre’go.
-Witaj Ted. Bardzo dawno się nie widzieliśmy.. Jak u ciebie? Jak dziadkowie?
- Bardzo dobrze. Zostałem prefektem. Rodzice byliby ze mnie dumni!
-Nawet nie wiesz jak… Ted.
-Muszę już iść. Pierwszo roczniacy bywają bardzo rozwydrzeni- Zaśmiali się
głośno
-Żegnaj Ted.
-Żegnaj wujku.- wszedł do pociągu. On zaczął oddalać się. Dzieci z okien
machali do swoich rodzin. Harry nie mógł wytrzymać. Pozwolił by łzy spłynęły mu
po policzku. W końcu pociąg minął zakręt i zniknął.
-Możecie dostać się do Slytherinu! Tam będziecie mieć przerąbane!
-Hugo, nie strasz innych.- Ted siedział w przedziale razem z Hugo, Rosse i
Sally. Roześmiali się głośno.
-Na pewno wszyscy traficie do Gryffindoru.
-A jeśli nie?
-Sally… Na pewno nie.- Zielonowłosy
chłopak patrzył w oczy Sally. Były piękne, niebieskie. Droga mijała im
szybko podczas wysłuchiwaniu kawałów i jedzeniu fasolek Bertiego Botta. Znużeni
nocą Wesleyowie poszli spać. Ted wpatrywał się w krajobrazy co chwilę
spoglądając na Sally. W końcu przerywając ciszę powiedział:
-Jesteś strasznie podobna do matki. Tylko masz oczy po ojcu…- Znów zapadła
cisza.
-Dobrze znałeś moich rodziców?
-Ba, Harry jest moim ojcem chrzestnym. Moi rodzice walczyli z nim przeciwko
Voldemortowi i śmierciorzercom. Właśnie tak zginęli… Razem…- Otulił się
kolanami- Miałem zaledwie kilka miesięcy…
Harry się mną zajął, a potem moi dziadkowie gdy tylko wyszli ze szpitala
po tym jak zostali potraktowani zaklęciem tortur oni wzięli mnie pod opiekę.-
Zakończył Ted robiąc młynek kciukami. Wyjął zdjęcie z kieszeni.
Przybliżył się do Sally. Postacie na zdjęciu ruszały się tak jak w niektórych
podręcznikach jej matki.
-To mój ojciec, a to moja matka. Odziedziczyłem po niej zdolność metamorfoz. Po
ojcu zamieniam się w….- tu przyciszył głos- W wilkołaka. Nie ważne… To jest
Artur i Molly Wesleyowie rodzice Rona, Ginny i bliźniaków. A to są Fred i
George. Fred nie żyje, zmarł w walce. George nie mógł się pogodzić ze stratą
bliźniaka…. To jest Luna, ale chyba ją znasz… A to Neville. Jest nauczycielem
zielarstwa w Hogwarcie. Ej ci z tyłu wyjdzie na przód! O! To jest wielki fan
twojego taty Collin. Poległ w bitwie o
Hogwart jak większość… To jest Cho Chang. No… To twój ojciec, Ginny, Ron i
Hermiona. A to co tu widzisz to co oni tu tworzą to jest Gwardia
Dumbledor’a połączona z Zakonem Feniksa…
Dumbledore był…
-Dyrektorem Hogwartu i założył Zakon Feniksa… Tata mi mówił. Czy mogę?
-Oczywiście- podał jej zdjęcie. Jeszcze raz oglądała wszystkich z bliska. Jaka mama
była ładna… A jej bracia jacy do niej podobni…. I oni wszyscy walczyli….
Przeciwko Voldemortowi…
-Czy oni wszyscy byli z Gryffindoru?
-Nie, było jeszcze kilka z Rawenclaw. -Zapadła cisza. Ted schował zdjęcie po
czym znów zaczął wpatrywać się w okno. Hugo chrapał głośno przez sen i
opowiadał jakieś głupoty.
-Emm… Ted… A do której klasy chodzisz?
-Do piątej… W tym roku zdaję sumy. Nie wiem kiedy znajdę czas na quidditcha…
-Grasz w quidditcha?
-Tak, jako obrońca. W tym roku odpadł nam szukający.- Sally przypomniała sobie
co mówił do niej ojciec w bibliotece.
-A czy ja mogłabym być szukającym?- Ted zdziwił się lekko
-Gdybyś chciała no i… była w Gryffindorze.
-Czyli nie jesteś pewien?
-No nie do końca… Tiara przydziału
starzeje się i może jej się tam mieszać… Ostatnio przydzieliła mugolaka do
Slytherinu. Współczuję chłopakowi. – Ted znów spoglądał w oczy Sally. Serce
zabiło dziewczynce szybciej. Nigdy się tak nie czuła. Gardło dziwnie ścieśniło
jej się. Nie mogła nic mówić. Ted chciał coś powiedzieć lecz przerwał mu głos
jakiegoś wysokiego prefekta budzących wszystkich.
-No dzieciaki, jesteśmy w Hogwarcie. Ted zaprowadź ich.- Wszyscy wyszli z
pociągu.
-Pierwszoroczniacy! Halo! Pierwszaki do mnie! - nawoływał do nich olbrzym w
podeszłym wieku z gęstą brodą. Sally gdy tylko podeszła on skłonił się lekko.
-Moje uszankowanko panno Potter! Cholibka, jakżeś ty wyrosła Sally! Taki mały
potworek był z ciebie, a teraz panniocha!
-Dziękuję…- Sally zarumieniła się, gdyż owego pana nie znała.
-Cholibka, chodźmy już bo się spóźnimy! - Zaprowadził ich nad rzekę. Potem
przepłynęli przez jezioro łodziami i
przeszli do zamku. Przywitała ich stara kobieta z okularami na nosie w zielonej
sukni z tiarą przydziału w rękach.
-Witam was w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie!- rozległy się gromkie
oklaski. – Zaprowadzę was teraz do wielkiej sali gdzie odbędziemy słynną
ceremonię przydziału do domów!- znów rozległy się oklaski.
-To jest profesor McGonagall, ona obejmuje teraz stanowisko dyrektora.-
wyszeptała Rosse do Sally. Potem ruszyli za Minerwą. Wrota do wielkiej Sali
otworzyły się i wmaszerowali do środka. Zaraz przed stołem nauczycielskim stał
stołek. W Sali były cztery wielkie stoły przy każdym siedzieli uczniowie. Zapewne są to te całe domy… To jest
Gryffindor. Czerwone barwy…. Gdy tylko ustawili się rozległy się okrzyki i
oklaski. Pierwszy uczeń usiadł na stołku, MCgonagall założyła mu Tiarę przydziału a ta bez dłuższej chwili
okrzyknęła
-SLYTHERIN!- Ze stołu ślizognów rozległ się okrzyk radości. Mały powędrował
zielony ze strachu do stołu. Potem było
słychać ciągłe:
-Rawenclaw!
-Hufflepuff!
-Slytherin!
-Gryffindor!- W końcu pozostała garstka bladych, wystraszonych uczniów.
Przyszła teraz kolej na Rosse. Usiadła na stołku i Minerwa włożyła jej na głowę
Tiarę
-Eh…. Kolejny Weasley… Ile was może być?! Głupio pytać… GRYFFINDOR!- Ze stołów
gryfonów rozległy się okrzyki, co niektórzy powstawali i klaskali. Teraz na stołku
musiała zasiąść Sally. Podeszła z zaciśniętym gardłem i usiadła.
-Nie myślałam, że doczekam się kolejnego Pottera w tej szkole.- Wyszeptała
MCgonagall wkładając jej Tiarę przydziału na głowę. Zapadła głucha cisza. Sally
próbowała zamknąć oczy, ale nie udało jej się. Popatrzyła na Teda. Siedział
przy stole Gryfonów znów patrząc jej w oczy. Napięcie było nie do wytrzymania.
Rozległy się pomruki w Sali ‘To córka Pottera’. Minerwa MCgonagall spojrzała na
Tiarę przydziału a ta wykrzyknęła najgłośniej jak potrafiła z nutą wzruszenia w
głosie:
-GRYFFINDOR!