niedziela, 23 grudnia 2012

,,Atramentowa podróż'' r. 2

   Ines obudziła się w małej sypialni. Przez dwa duże okna wpadało przyjemne światło brzasku poranka. Na komódce pod ścianą leżała tacka ze śniadaniem. Od razu wstała i zaczęła konsumować bo ostatnim posiłkiem jakim jadła był przepyszny rosołek wiele godzin temu. Po wieczorze spędzonym z Deanem wie już wystarczająco by nie siedzieć bezczynnie i płakać nad książką w bibliotece. Zjadła więc, po czym wyszła z pokoju. Wszyscy widocznie jeszcze spali.  Wokół lasu i w głębi niego roznosiła się lekka mgiełka tworząca białą poświatę. Dziewczyna weszła w głąb drzew. Wokoło roznosiła się przeszywająca cisza. Wchodziła dalej i dalej w las. Zatrzymała się przy drzewie bzu, który rósł samotnie na ścieżce.  Fioletowy kolor jego kwiatów odbijał się od zieleni lasu. Gdy Ines podeszła bliżej urwać jeden choćby kwiat przed jej oczami wylądował Dean. Włosy miał rozpuszczone przez co zasłaniały mu całe plecy. W rękach trzymał gałązkę fioletowego bzu. Wręczył ją dziewczynie po czym palcami utworzył krąg w powietrzu. Z gałązki wylatywały motyle przeróżnej barwy.
-Takich czarów chyba w żadnej książce nie widziałaś- zaśmiał się Dean ukazując dołeczki w policzkach, które Ines wydawały się znów słodkie.
-Takich nie. Dziękuję.- I skierowali się do domu pogrążeni w rozmowie. W kuchni siedział już Igor przeżuwając kanapkę.
-Dzień Dobry- powiedział przełykając kęs.
-Dzień dobry, Igorze. Jak się spało?- Dean usiadł koło brata podbierając mu jedną z kanapek na talerzu.
-Dobrze, ale zauważyłem, że nocki są coraz zimniejsze.
-To prawda. Dorthrak pochodzi z piątego królestwa wiecznej zimy. Jako król doliny zapewnia sobie warunki do życia. Nie długo rozpęta się zima.- Igor wzdrygnął się na tę myśl.
-Przeżyłem wiele zim ale ta zwiastuje chyba najgorszą.- Do kuchni wszedł Godryk. – Mam nadzieję, że nie potrwa ona długo. W naszym królestwie zimy zawsze były krótkie. Ludzie nie będą zachwyceni…- ziewnął po czym gestem zwołał pozostałych w kuchni- Wy, idziecie teraz ze mną.- No więc poszli. Wyszli wąskim korytarzem na tyły domu. Ogród okazał się ogromny. Przez niego prowadziła jedna długa ścieżka która wiła się za horyzont usłana korą  drzew. Ścieżce towarzyszyły wysokie drzewa o przeróżnych kolorach i kształtach. Pomiędzy nimi rosły grządkami warzywa oraz kwiaty. Wszystko w około mieniło się kolorami wznosząc woń tak piękną, iż można było zostać w nim na wieki. Im dalej prowadziła ścieżka tym drzewa rosły rzadziej ustępując miejsca polanom. W końcu Godryk zatrzymał się wskazując po kolei na: mały płotek, wysoką belkę wbitą w ziemię, dwie włócznie oraz małego konia pasącego się na wolności.
-Od dziś zaczynamy ćwiczenia. Dean pokaż co potrafisz.- Chłopak związał włosy po czym puścił się pędem na mały płotek. Przeskoczył go lekko nie uszkadzając go w żadnym stopniu. Potem dotarł do belki. Okładał ją ciosami aż wyrzeźbił małe wgłębienie w niej, a w końcu przewrócił. Zaraz po tym chwycił jedną z włóczni i dogonił konia. Chwycił jego wodze po czym już nacierał na manekin którego wcześniej Ines nie zauważyła. Przebił go na wylot, po czym zeskoczył sprawnie z konia dając mu ponowną wolność. Dziewczyna zauważyła, że mocna stroną Deana są skoki. Na sam koniec ćwiczeń przybiegł do pozostałych. Działo się to tak szybko, iż Ines nie zorientowała się kiedy zaczął.
-No, może być. Wciąż za wolno wskakujesz na konia.-Dean pokręcił oczami po czym szepnął do przyjaciół kiedy to Godryk ustawiał ponownie przyrządy ćwiczebne.
-Jestem ciekaw, jak on by wykonał te zadania.- Zaczęli się lekko śmiać lecz starzec powrócił do nich.
-Deanie, zdziwiłbyś się. Twoi wrogowie również mogą zastosować tę taktykę. Wydawać się słabymi, nie zdolnymi do walki. Potem stają się maszynkami wojowniczymi.- Tymi słowami zgasił zapał Deana. – To kto teraz spróbuje? Nasza nowa towarzyszka?- Ines pobladła. Nigdy w życiu nie spotkała się z czymś takim. Owszem, potrafiła jeździć konno i przeskakiwać płoty ale nie w takim tempie. Pokręciła przecząco głową.
-Nie wstydź się.- Zachęcał ją dalej.
-Nie naprawdę może później…- Dean złapał ją za ramię. Uśmiechnął się z satysfakcją.
-Wróg nie poczeka, na kiedy indziej.- Teraz Ines nie miała wyboru. Związała włosy. Podbiegła do płotku. Przeskoczyła go bez przeszkód. Dotarła do belki. Nie miała pojęcia o boksie. Przypomniała sobie książkę którą kiedyś czytała. Był to poradnik ciosów karate. Należał do jej wujka. Szybko przypomniała sobie najłatwiejszy cios. Uderzyła z całą mocą nogą  w belkę. Upadła, razem z belką. Pobiegła dalej. Chwyciła włócznie, była dla niej za ciężka. Pobiegła do konia. Przestraszył się ostrego końca włóczni i zaczął galopować bez sensu w te i z powrotem. Zrozumiawszy, że nie ma szans wsiąść na konia podbiegła do manekina i wycelowała mu w centralny punkt. Trafiła, lecz nie przebiła go na wylot. Wróciła do obserwatorów zziajana i położył się na trawie.
-Powiem ci, nie było najgorzej. Koń się do ciebie przyzwyczai z czasem. Na razie odpocznij a my zajmiemy się Igorem.- Ten jęknął cicho. Ines zamknęła oczy i słyszała teraz tylko: „Nie ociągaj się!”. Ktoś zasłonił jej światło. Poczuła miły i ciepły oddech. Otworzyła oczy. Słońce zasłaniał jej Dean.
-Dobrze ci poszło. Nie słuchaj go. Zawsze tak zrzędzi.- Ponownie się uśmiechnął po czym siadł obok dziewczyny podając jej butelkę wody.- Po wojnie mieszkaliśmy u niego i szkolił nas podobnie. Zazwyczaj gdy do niego przyjeżdżamy nas szkoli. Ciągle ciąży mu widmo wojny. Zginęła mu cała rodzina. Chce nam tego oszczędzić.- Zamyślił się na chwilę a potem znów uśmiech miał na twarzy.- Zawsze lepiej jest potrafić się obronić. Prawda?
-Prawda.- I spędzili tak dzień ćwicząc. Nocą jednak Ines wymknęła się z pokoju. Wróciła do ogrodu i usiadła na mniejszej polanie opierając się o samotne drzewo. Gwiazdy były  jakby na wyciągnięcie rąk.  Wciąż unosił się piękny zapach kwiatów. Mgła nie dotarła tu jeszcze i wszystko było widoczne w świetle księżyca. Motyle wraz z innymi zwierzętami uśpiły się wśród gałęzi. Dziewczyna ponownie rozmyślała o ojcu. Czy się martwi? Może spostrzegł, że weszła do tej książki. Może ucichł i wyszedł przypominając sobie jak źle się tu dzieje? A co jeśli zrobił to specjalnie? Specjalnie wyszedł nic nie mówiąc, żeby przeszła się wśród półek i znalazła tę książkę? Jest tu znany. Tyle pytań i jeszcze więcej dręczyło umysł Ines. Cisza wśród niej zaczęła ciążyć i nie pomagała w skupieniu się.  Lekki podmuch wiatru rozwiał włosy Ines. Coś ją zaniepokoiło. Czuła się dziwnie, jak pod kloszem. Wstała i w tym samym momencie wiatr znów zawiał. Tym razem mocniej. W oddali spostrzegła jakiś ruch pomiędzy drzewami. Zrobiła krok do tyłu. Ruch stawał się coraz bardziej przybliżać. Ines Znów cofała się aż w końcu zaczęła biec. To coś goniło ją. Serce zaczęło jej walić. Myślała tylko o dobiegnięciu do domu. Najlepiej do pokoju. Po co ja się ruszałam?! Teraz grozi mi coś… COŚ!!- zadręczała myśli. Była stosunkowo daleko od domu. Dopiero teraz wkroczyła na ćwiczebną polanę. Chwyciła pośpiesznie włócznię lecz nogi nie zdążyły wyhamować i… upadła na twarz. Wiedziała, że bezsensu było by puszczenie się dalej w pogoń więc leżała. Nagle usłyszała dźwięk przecinającego powietrza. Coś upadło, coś przy niej usiadło.
-Ines! Ines, wszytko dobrze?- rozpoznała głos Deana. Podniosła się.
-Teraz tak… Co to było?- Chłopak odgarnął jej włosy z czoła.
-Przekształcone gnomy.  W okolicy jest ich pełno, ale wychodzą tylko nocą żeby pożywić się czymś. No, teraz mamy o jednego mniej.- Podniósł delikatnie dziewczynę. Wciąż oddech był nierówny a ciarki wstępowały na ciało. –Nie powinnaś nocą spacerować po ogrodzie. Dasz radę iść?
-Tak dam.- Przeszli w milczeniu do domu. Dean wciąż rozglądał się i nasłuchiwał kolejnego ataku.
-Przepraszam, że cię wyrwałam ze snu Dean.
-Nie spałem. Spacerowałem…- Jego oczy powędrowały ku pełnemu księżycu.-Ale masz szczęście, że akurat tam byłem. Źle by z tobą było.- Uśmiechnął się.
-Dobranoc, Ines…- wyszeptał jej do ucha poprawiając włosy na jej czole. Na policzki dziewczyny wpłynął rumieniec. Dean Jakby tego nie zauważył i odszedł do siebie. W łóżku nie mogąc zasnąć Ines myślała. Czasami rodzice wypominali jej ciągłe zamyślenie lecz mimo tego nie odzwyczaiła się. Dzisiejszej nocy myślała o jakim zwycięstwie wciąż się mówi. Jakaś wojna? Morderstwo? Kradzież? Nie miała pomysłu. Wszystkie drogi jednak schodziły się przy jednej odpowiedzi: Dorthrak. Był jak to Igor wspomniał najgorszym królem zasiadającym na tronie Doliny Siedmiu Królestw. Sam on pochodził z piątego królestwa wiecznej zimy. Prowadził krwawe rządy. Nikt dokładnie nie wie jak on wygląda. Jeśli ktoś wejdzie do pałacu – już z niego nie wyjdzie. Noc minęła bezsennie, rankiem jedynie zjadła śniadanie i trening powrócił. Znacznie dłuższy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz